105

Z życia wzięte


 

Na stronie tej znajdują się wycinki z książki Wandy Prątnickiej 
"Opętani przez duchy - Egzorcyzmy w XXI stuleciu" 

 

Pewna kobieta poprosiła mnie niegdyś o pomoc dla brata, który kilkanaście lat spędził w szpitalu psychiatrycznym. Opiekowała się nim wytrwale, odwiedzając go dwa razy w tygodniu, jeżdżąc po osiemdziesiąt kilometrów w jedną stronę. Wyznała: "Pani Wando, nie podołam już dłużej obowiązkom, kocham brata ale pokochałam też wspaniałego człowieka, który poprosił mnie o rękę. Gdy mama żyła, brat tak wspaniale się zapowiadał, skończył studia, zrobił doktorat, zna biegle cztery języki, ale po jej śmierci wszystko poszło na marne". Od razu stało się dla mnie jasne kto jest przyczyną kłopotów, ale na wszelki wypadek sprawdziłam czy nie ma jeszcze kogoś innego. Gdy powiedziałam o tym siostrze chorego, nawet się nie zdziwiła. "Rzeczywiście to był niezwykły związek - tych dwoje. Mama poza bratem świata nie widziała, wszystko było tylko dla niego, nikt inny się nie liczył, ani ja ani ojciec. Brat za jej życia nie odwzajemniał tak bardzo jej miłości, po prostu był normalnym zdrowym chłopakiem. Dopiero gdy umarła zaczęło się coś z nim dziać, może dlatego, że też ją kochał tak mocno". Odprowadziłam mamę a po trzech dniach lekarze w szpitalu stwierdzili: "Masz szczęście jesteś zupełnie zdrowy, wracaj do domu, możesz nawet za nami nie tęsknić". Wypisali go ze szpitala i pojechał do siostry. Jakże wielka była ich radość. Natychmiast zadzwonili do mnie i słyszałam jak wołali jedno przez drugiego: "Pani Wando, brat wrócił i, czy pani uwierzy, on normalnie rozmawia, nawet wszystko pamięta. Od dwunastu lat po raz pierwszy pijemy wspólnie kawę". Płakali ze szczęścia, śmiali się i znów płakali do słuchawki. Mówili chyba z godzinę. Ich radość nie trwała jednak długo, ponieważ mama ani myślała odejść na stałe, a z jej powrotem wróciła choroba. Było jeszcze gorzej, bo brat w okropnym szale o mały włos nie puścił z dymem całego dobytku siostry. Zadzwoniła do mnie, odprowadziłam ducha i natychmiast się uspokoił. Na szczęście uświadomił sobie co było przyczyną jego nieszczęścia i postanowił, że więcej sobie na to nie pozwoli. Wcześniej poddawał się - teraz mimo, że matkę kochał, chciał jednak żyć własnym życiem. Zrozumiał, że mama chcąc mu pomagać tak jak dawniej, po prostu szkodziła. Bardzo pragnął być zdrowy i nie pozwolił jej na zostanie. Było niezwykle trudno, ale nie poddał się. Mama wracała co jakiś czas, aż w końcu odeszła na dobre. Pożegnał się z nią na zawsze. Teraz jest wybitnym naukowcem i nadrabia stracony czas. Mama była zaborcza i syn musiał się jej przeciwstawić. Gdyby nie zechciał tego zrobić, jej odprowadzenie byłoby niemożliwe, gdyż ściągałby ją z powrotem.

Pewnego dnia przyprowadzono do mnie kobietę, która była ekstremalnie chuda. Przy wzroście stu osiemdziesięciu centymetrów ważyła trzydzieści siedem kilogramów. Prowadzono ją, a gdy poruszała się sama, trzymała się ścian. Była z mężem i dwójką małych dzieci. Przeszła serię badań i lekarze nie mogli znaleźć żadnej przyczyny jej problemu. Gdy sprawdziłam okazało się, że siedziała w niej babka i to ona najprawdopodobniej była powodem wychudzenia. Gdy jej o tym powiedziałam, żachnęła się i powiedziała - "Nie, babunia nigdy. Pani Wando, nigdy w to nie uwierzę, na pewno nie ma pani racji. Opiekowaliśmy się nią z mężem do samego końca, umierała szczęśliwa i pogodzona. Nie, to musi być ktoś inny". Potem mąż jeszcze nieraz dzwonił w jej imieniu prosząc, żeby ponownie to sprawdzić. Upierali się, że tym duchem na pewno nie jest jej ukochana babunia. Ja mówiłam swoje, a ona swoje. Gdy rozmawiałam z duchem babci, ta mówiła coś zupełnie innego. Była pełna pretensji pod adresem wnuczki. Zaczęłam przeprowadzać z nią długie rozmowy i dowiedziałam się, że nigdy nie zostawi tej "wywłoki" (właśnie tak się o wnuczce wyrażała) w spokoju. Najchętniej chciałaby, żeby "zdechła jak pies", a to ze względu na to, że kopnęła kiedyś psinkę babci. Podczas następnego telefonu spytałam, czy takie zdarzenie rzeczywiście miało miejsce. Nic nie odpowiedziała, taka była zdziwiona. Wieczorem zadzwoniła ponownie i ze skruchą powiedziała, że gdy była małą dziewczynką to rzeczywiście niechcący kopnęła psa babci. Nie sądziła, że babcia może nadal jej mieć to za złe, tym bardziej, że wiele razy ją za to przepraszała. Jeszcze przez wiele tygodni babcia nie chciała ustąpić i odejść, życząc śmierci swojej wnuczce. Gdy w końcu odeszła, wnuczka zaczęła w tak szybkim tempie przybierać na wadze, że domownicy śmiali się, iż pobije rekord księgi Guinessa w tyciu.

Oto inny przypadek. Zadzwoniła do mnie młoda kobieta z lękiem w głosie. Prosiła o pomoc dla męża, podejrzewała, że może on popełnić samobójstwo. Spytałam, dlaczego tak sądzi. Czy mąż mówi jej o tym? "Nie mówi, ale w tym roku były już cztery samobójstwa w naszym domu, a mąż zaczął się zmieniać, jak tamci" - odpowiedziała. Spytałam jak się zachowuje, czy pije, robi awantury, czy jest zamknięty w sobie? "Nie, nie pije. Teść, jego brat i szwagier pili często. Tylko teściowa nie piła. On zachowuje się tak samo dziwnie jak oni. Siedzi jakby był nieobecny i milczy. Mamy czworo małych dzieci, niech mi pani pomoże, co będzie jak i on się zabije? Nie dam sobie rady". Zaczęła płakać. Sprawdziłam, rzeczywiście był opętany przez morderczego ducha. Walczyłam z nim około roku, aż w końcu odszedł. Był złośliwy jak mało kto. Poza tym wprowadzał do domu obrzydliwy odór. Gdy wychodził z człowieka, nie można było tam wysiedzieć. Kilka razy zrywano podłogi, zbijano tynki, aż do momentu, gdy się o tym dowiedziałam i poinformowałam ich, że przyczyną niemiłej woni jest duch. Po jego odejściu zagrożenie minęło. Nie ma też odtąd odoru.

Pewien bardzo zamożny biznesmen mimo, że miał w garażu Mercedesa S klasę i kilka innych dobrych samochodów w swojej firmie, to wciąż miał przymus mycia i konserwowania swojego starego, rozsypującego się Trabanta. Spędzał w garażu niemalże każdą wolną chwilę. Rodzina przez dwadzieścia lat dzielnie znosiła te fanaberie. Uważała bowiem, że na świecie są o wiele gorsze uzależnienia niż to. Wprawdzie cały swój wolny czas poświęcał tej obsesji, ale przynajmniej był w domu. W pewnym momencie Trabant zaczął się jakoś dziwnie sypać, co w nienaturalnie silny sposób wzruszyło właścicielem. Po prostu wpadł w szał. W związku z tym wydarzeniem rodzina trafiła do mnie. Gdy zaczęłam sprawdzać, czy samochód ma związek z chorobą właściciela, okazało się, że ma i to duży. Wiele lat temu, zanim jeszcze mężczyzna zaczął prowadzić swój biznes, kupił Trabanta i nie był świadom, że jego poprzedni właściciel o mało nie doprowadził do wypadku. Ten wielki stres spowodował, że umarł za kierownicą na zawał. Samochód był za życia wszystkim, co posiadał. Po śmierci został przy nim, a gdy tylko nadarzała się okazja (po wypiciu alkoholu przez biznesmena) wnikał w nowego właściciela. Jako duch bardzo sumiennie dbał o swoją własność. Gdy odprowadziłam ducha, człowiek przez niego nawiedzony obudził się jak z długiego snu. Nie mógł się nadziwić sile opętania, temu, że tego wszystkiego nie zauważył. Na co dzień był poważanym, bogatym człowiekiem. Często powtarzał: "Jakie szczęście, że duch był chytrusem i nie chciał jeździć tym gratem po mieście, bo dopiero narobiłbym sobie wstydu".

Kiedyś przyszła do mnie para staruszków. Przeżyli ze sobą prawie pięćdziesiąt lat. Do tej pory byli bardzo zgodnym małżeństwem, ale od pewnego czasu mąż zaczął być o wszystko zazdrosny. Na początku było to nawet zabawne, ale kiedy jego rywalami stali się koledzy wnuczki, czy przechodnie na ulicy, jego obsesja stała się nie do zniesienia. On przeraźliwie cierpiał, a ona śmiała się: "Oj stary, a co ci młodzi ludzie mieliby ze mną robić, skoro już jedną nogą jestem na tamtym świecie?". Nic jednak do niego nie przemawiało, wiedział swoje i kropka. Kiedy duchy odeszły, wszystko wróciło do normy, a on z tamtego okresu niczego nie pamięta. Jak widzicie, zazdrość dosięga człowieka w każdym wieku.