98

Opętanie a choroba psychiczna


 

Na stronie tej znajdują się wycinki z książki Wandy Prątnickiej 
"Opętani przez duchy - Egzorcyzmy w XXI stuleciu" 

 

Zdarza się, że normalnie funkcjonujący człowiek nagle, z godziny na godzinę, przestaje wiedzieć kim jest, co mówi, co robi, widzi zjawy, słyszy głosy. Może czuć, że jest dotykany, zmuszany do różnych rzeczy, mieć natręctwa. Może dostrzegać na swoim ciele zadrapania lub rany, nieznanego pochodzenia. Może być świadom momentu zranienia, widzieć płynącą krew i odczuwać ból, pomimo że znajduje się z dala od ostrych przedmiotów. Człowiek, który dotąd był aktywny, towarzyski, wesoły może się nagle stać zamknięty w sobie, może być trudno nawiązać z nim kontakt, on sam może zacząć miewać samobójcze myśli. Albo odwrotnie: spokojny dotąd człowiek staje się agresywny, gotowy w jednej chwili wszystko zniszczyć, czasami nawet zabić. Jego oczy zieją nienawiścią nawet w kierunku tych, których kochał. Kulturalny dotąd człowiek nagle staje się wulgarny, obrzuca obelgami ludzi bez żadnej przyczyny - w tramwaju, sklepie, kościele, na ulicy. Może wszędzie czuć jakiś zapach od przyjemnego do straszliwego odoru. Albo otoczenie może zacząć czuć od niego przykry zapach, mimo że nieustannie się myje.

Wymienione symptomy nie występują oczywiście u jednego człowieka jednocześnie, chociaż i tak może się zdarzyć. Objawy te mogą być dla opętanego ledwie zauważalne, ale za to bardzo widoczne dla otoczenia lub na odwrót. Mogą być dokuczliwe, bardzo przeszkadzające w normalnym funkcjonowaniu, a nawet mogą je uniemożliwiać, za to zupełnie nie odczuwalne dla innych. Taki człowiek, będąc wśród ludzi może słyszeć, widzieć lub czuć coś bardzo wyraźnie, czego nikt inny nie słyszy, nie widzi i nie czuje, mimo, że dla niego subiektywnie sygnały te są o bardzo silnym natężeniu. Lekarze zaklasyfikowaliby takie zachowanie czy stan jako objaw schizofrenii lub innej choroby psychicznej. Tego rodzaju ludzi powszechnie uważa się za wariatów. Gdy objawy nasilają się lub zagrażają społecznemu bezpieczeństwu, zamyka się ich w szpitalach psychiatrycznych. Symptomy te oraz wiele innych, których nie wymieniłam są wyraźną wskazówką na opętanie, czyli obecność duchów w człowieku.

Przy każdej chorobie psychicznej występują objawy podobne do tych, które wymieniłam powyżej. Przyszła mi do głowy myśl, że skoro istnieje zbieżność objawów, to może i ich przyczyna jest taka sama. Przypadki chorych psychicznie, którym pomagałam utwierdziły mnie w przekonaniu, że rzeczywiście tak jest. Zebrałam ich wiele tysięcy, wszystkie są do siebie bardzo podobne. Z wieloletniego doświadczenia wiem, że prawie każda choroba psychiczna powstaje wtedy, gdy opętany człowiek daje się nie tylko opętać, ale oddaje też duchowi swoje ciało i umysł w całości, poddając się jego woli. W każdym przypadku wygląda to oczywiście inaczej. Bywa, że człowiek przez chwilę jest sobą, potem zupełnie kimś innym, a potem znów sobą. Momenty, w których jest "kimś innym" nie są przez chorego ani zauważane ani też ich on nie pamięta. Umysł człowieka można porównać do działania komputera. Informacje z okresu pobytu ducha w chorym zapisane są na dysku twardym ducha a nie chorego. To trochę tak, jakby chory udzielił sobie urlop od bycia sobą. W tym czasie duch kieruje jego ciałem i umysłem. Stąd bierz się luka w pamięci chorego, co wyjaśnia róweniż wiele przypadków chorób Alzheimera.


Bywa i tak, że chory co chwilę jest zupełnie kimś innym, a tylko bardzo rzadko sobą. Ma to miejsce wówczas, gdy oddaje on swoje ciało i umysł we władanie wielu różnym duchom. W skrajnych przypadkach duch człowieka może zostać wyrzucony przez duchy z jego własnego ciała i być zmuszony do egzystowania poza nim. Takie przypadki nie są wcale takie rzadkie. Jest to uzależnione od stanu opętania chorego. Duchów, które opętały jedną tylko osobę mogą być setki. W Biblii nazwano ich "Legionem" (Łukasz 8,30). (...) 

Chory może mieć świadomość samego siebie, ale być zbyt słaby psychicznie, aby przeciwstawić się duchowi czy duchom. One kradną jego ciało, a chory nie wie, jak się przed nimi obronić. Sporo zależy od środowiska, w którym żyje. Gdy jest mu ono przyjazne i daje mu wsparcie, jego szanse na pozostanie przy zdrowiu są większe. Gdy zostaje ze swoim problemem sam na sam i spotyka się z niedowierzaniem odnośnie tego, o czym opowiada, może popaść w rezygnację i zachorować. Wiele zależy też od tego, jak zareagują na te dolegliwości lekarze, psychiatrzy, księża. Jeżeli nie umieją wytłumaczyć choremu przyczyny jego stanu pogrążają go coraz bardziej w stan choroby.

Aby lepiej zrozumieć rozdwojenie jaźni lub wiele innych chorób psychicznych, zobrazuję to przykładem porównując ciało człowieka do statku na morzu. Zdrowy psychicznie człowiek jest jak kapitan na swoim statku. Steruje nim umiejętnie omijając niebezpieczeństwa, które napotyka. Steruje pewnie, bo wie, że nawet podczas największego sztormu nic mu nie grozi, gdyż czuwa nad nim Bóg. Taki kapitan nie pozwoli niepożądanym pasażerom na wejście na jego statek. Zawsze wie gdzie się znajduje i jaki jest jego kurs. 


Istnieje też inny rodzaj kapitanów. Rzadko stają za sterem pozwalając na bezwiedne dryfowanie okrętu po oceanie, zazwyczaj dlatego, że się boją. Pozwalają też nieproszonym pasażerom wchodzić na pokład i robić, co im się podoba. Człowiek chory na schizofrenię jest takim właśnie statkiem wypełnionym pasażerami-duchami, bez kapitana na mostku. Kapitan jako właściciel statku może być przez cały czas rejsu na nim obecny, ale pasażerowie, czyli duchy nie dopuszczają go do steru. Gdy jakiś pasażer dorwie się do steru, ignoruje obecność kapitana i steruje statkiem po swojemu. Bywa, że kapitan nie łapie za ster nawet wtedy, gdy statkiem nie steruje nikt. W skrajnych przypadkach kapitan może zostać wyrzucony za burtę (czyli ze swojego ciała). Pasażerowie-duchy, widząc wolny mostek na własną rękę sterują okrętem, ale i oni po jakimś czasie, z różnych przyczyn porzucają to zajęcie. Czasami bywa, że pasażerowie nic nie wiedzą o obecności kapitana na statku ani o innych pasażerach. Kapitan również może nie domyślać się obecności pasażerów na pokładzie. Każde z nich uważa statek za swoją własność i postępuje według swego uznania. Czasami wszyscy pasażerowie na raz chcą nim kierować i biją się między sobą o władzę. Wtedy to u człowieka, właściciela ciała-statku nasilają się ataki choroby psychicznej. Gdy wśród pasażerów nie ma chętnego do sterowania i kapitan decyduje się wreszcie stanąć za sterem, to zauważamy chwilowe ozdrowienie chorego. Powraca mu świadomość samego siebie i bywa, że zostaje wypisany ze szpitala. Nie jest jednak zdrowy. Duchy nadal w nim przebywają, a tylko na jakiś czas dały sobie urlop od sterowania jego ciałem. 


Gdyby taki człowiek wiedział, co jest przyczyną jego problemu, najprawdopodobniej podjąłby walkę. Nic z tym nie robi, gdyż myśli, że jest w sytuacji, na którą nie ma najmniejszego wpływu. Czasami wydaje mu się, że faktycznie zwariował. Jest w wielkim błędzie. Jest to najlepszy moment, aby ten dotąd chory człowiek postanowił raz na zawsze stanąć za sterem jako kapitan statku. Ktoś musiałby mu to jednak uświadomić, mówić mu o tym nie jeden raz lecz powtarzać do skutku. Wtedy chory mógłby odzyskać panowanie nad własnym życiem. 

Każdą chorobę można wyleczyć i więcej na nią nie chorować. Człowiek w dowolnej chwili może skorzystać z szansy, jaką daje mu Bóg, jednak niewielu to robi. Składa się na to wiele przyczyn. Od momentu, w którym oddał stery mogło minąć tak wiele czasu, że zapomniał o roli kapitana. Być może bardzo przyzwyczaił się do tego, że to ktoś inny stoi za sterem. Chory często nie chce podjąć wysiłku myśląc, że za chwilę ktoś i tak mu go odbierze. Szczególnie często przydarza się to ludziom, którym od dzieciństwa nie wolno było o niczym decydować. Gdy stali się dorośli, nadal podporządkowują się komuś i nie są w pełni samodzielni. W dzieciństwie decydowali za nich apodyktyczni rodzice, teraz robią to inni ludzie albo duchy, często są nimi właśnie duchy zmarłych rodziców. W rozdziale "Gdy umiera matka ..." opisałam losy mężczyzny, który przez dwanaście lat przebywał w szpitalu psychiatrycznym, chory na silną schizofrenię. Powodem choroby była jego własna matka. Zamiast po śmierci odejść do Światła, powodowana ślepą miłością do syna została, i jak za życia nadal się nim opiekowała. Doprowadziło go to do ciężkiej choroby. Gdy dowiedział się, co jest jej przyczyną, upomniał się o prawo do własnego życia. Mimo, że musiał stoczyć walkę z samym sobą oraz matką, nie pozwolił, aby jej zaborcza miłość dalej decydowała o jego życiu. Podjął walkę o nie i wygrał. 


Wielu chorych decyduje się na taki krok, gdy poznają przyczyny swojego nieszczęścia. Nie pozwalają duchom już dłużej na ingerowanie we własne życie. Mimo, że duchy czasami do nich wracają, to nadal dzielnie sterują swoim statkiem. 

Zobaczcie, w tym człowieku właściwie nic się nie zmieniło, ma taką samą ilość duchów jak dotychczas, ale zmieniła się jego świadomość. Daje mu to siłę i prowadzi do pełnego wyzdrowienia. Nie oddaje on steru nawet wtedy, gdy wątpi w to czy podoła wyzwaniu. Teraz już wie, że gdyby sobie pozwolił na słabość, nie miałby po co wracać na mostek a to byłoby równoznaczne z chorobą. Chce wyzdrowieć i sama świadomość swojego stanu daje mu siłę w walce z nawiedzającymi go duchami. Gdy egzorcysta je odprowadzi, on na pewno już ich więcej do siebie nie wpuści. 

Czasami rodzina i przyjaciele, nawet gdy już wiedzą, że przyczyną choroby jest opętanie, nadal ukrywają ten fakt przed chorym. Sądzą, że nie jest on w stanie znieść wiedzy o sobie, duchach i opętaniu. Nie zdają sobie sprawy, jak wielki błąd tkwi w ich rozumowaniu. Gdy chory po raz pierwszy dowiaduje się o przyczynie swojej choroby, z radością woła: "Pani Wando, nareszcie wiem, co mi jest. To, co pani mówi jest uzasadnieniem moich dolegliwości, a to jest dowodem na to, że nie zwariowałem. Wreszcie widzę, że mogę się od tego uwolnić!". Od tego momentu jest już maleńki krok do pełnego wyzdrowienia. Taka świadomość daje choremu siłę do wzięcia sterów życia we własne ręce. Jest bowiem wielu ludzi, tak jak on opętanych, którzy nie są psychicznie chorzy. Przez cały czas nawiedzenia nie dopuszczają oni duchów do sterowaniem statkiem nawet, gdy te usilnie o to walczą.

Powodem choroby psychicznej nie jest fakt opętania przez zbyt wiele lub zbyt silnych duchów, ale to, że chory nie wiedząc, co się z nim dzieje, ogromnie się przeraża i poddaje się bez walki. Znam przypadek, gdzie pewnego człowieka opętały setki duchów a ten nadal normalnie funkcjonował, podczas gdy w innego może wniknąć jeden tylko duch, a ten nie będzie mógł sobie ani z nim ani z samym sobą poradzić. 

Śmiem twierdzić, że główną przyczyną chorób psychicznych jest niewiedza chorego i jego najbliższych, że ich ciałem i umysłem zawładnęły duchy. Gdyby wiedza ta była ogólnie dostępna, ludzie reagowaliby na nią we właściwy sposób. Nawet gdyby nie wiedzieli, jak ducha odprowadzić, opędzaliby się od niego, jak od natrętnej muchy. Gdy duch nawiedza nieświadomego takich zagadnień człowieka, ten zaczyna się bać nie tylko ducha, ale i wszystkiego, co go otacza. Lękając się oddaje swoje ciało duchowi, nie stawiając wobec niego żadnego oporu. Od tego momentu zaczyna się czuć inaczej niż dotychczas i nie mogąc zrozumieć, jaka jest tego przyczyna zaczyna się bać coraz bardziej. Wtedy przyciąga do siebie następne duchy w myśl zasady: "Czego się boimy to sobie to przyciągamy". Wkrótce boi się już wszystkiego, nawet samego lęku. Najbardziej boi się zaś tego, że to, co przeżywa jest tylko wytworem jego wyobraźni. W rezultacie dochodzi do wniosku, że zwariował. I wariuje według zasady: "Rzeczywistością jest dla mnie to, w co wierzę". Człowiekowi, którego próbują opętać duchy można zatem pomóc już nawet tym, że daje się wiarę w to, co mówi. Słyszysz głosy? Masz rację, nie przesłyszałeś się. Masz prawo słyszeć głosy duchów. Widzisz coś? Nie zwariowałeś, ja co prawda tego nie widzę, ale ty masz prawo widzieć, pewnie jesteś bardziej medialny itd. 

Tymczasem choremu nie wierzą nawet osoby powołane do pomocy - lekarze, księża. Nie wynika to rzecz jasna z ich złej woli lecz z niewiedzy. Łatwo można to zauważyć, gdy opętaniu ulegnie właśnie któryś z księży czy lekarzy. Po oczyszczeniu widzą jak odmieniło to ich życie, rozpoznają, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi i od tej pory w zupełnie inny sposób pomagają swoim pacjentom. Jedni stają się gorącymi propagatorami tej wiedzy, inni milczą bojąc się zdradzić, że sami byli opętani. Przysyłają jednak do mnie swoich pacjentów lub sami pomagają, jeżeli potrafią. Tym, którzy się tego wstydzą pragnę powiedzieć, że jest to fałszywy wstyd. Nawiedzenie może spotkać każdego człowieka a ci, którzy pomagają innym są narażeni na nie w większym stopniu. 


Mimo, że odnoszę wiele sukcesów jestem świadoma tego, że nie można pomóc na stałe wszystkim chorym. Pomóc można tylko temu człowiekowi, który pragnie pomóc sam sobie. Ale i tym, którzy się jeszcze nie zdecydowali pomaga się chociaż na krótką chwilę. Dostają szansę od Boga i mogą rozważyć czy chcą chorować nadal, czy powrócić do zdrowia. 


Spora ilość ludzi wcale nie chce być zdrowa. Jako chorzy chcą zrzucić odpowiedzialność za swoje życie na barki lekarza, rodziny, społeczeństwa. Wielu wykorzystuje chorobę do osiągnięcia różnych celów, których nie są świadomi. Człowiek ma różne potrzeby i czasami, gdy nie umie się o nie upomnieć w sposób bezpośredni, ucieka w chorobę. Np. człowiek, który czuje się niekochany będzie chorował, gdyż mylnie sądzi, że tylko w ten sposób otrzyma to, czego tak bardzo potrzebuje, czyli namiastkę miłości najbliższych i przyjaciół w formie ich opieki, współczucia, zainteresowania. Chory psychicznie myśli, że tę miłość otrzyma od ducha. Inny człowiek może przy pomocy choroby manipulować otoczeniem na zasadzie: "Nie dacie mi tego, co chcę, to będę chorować, przez co wy będziecie mieli wyrzuty sumienia i w końcu się zgodzicie". Nie zdaje sobie sprawy, że manipuluje. Nie spodziewa się też, że do jego manipulacyjnych sztuczek może podczepić się duch manipulator. Żywy czy umarły - każdy manipulator trafi na drugiego manipulatora. Proszę nie myśleć, że dzieje się to na płaszczyźnie świadomej, są to głęboko ukryte tendencje, dla wprawnego oka jednak łatwe do odczytania. Gdy chory zapragnie zdrowia i zechce zmierzyć się ze swoimi podświadomymi problemami, wtedy powraca do zdrowia na stałe. Jest to moment, w którym ewentualnie staje się moim klientem. Pragnie zdrowia, nie wie jednak jak je odzyskać, a ja mu pomagam wydostać się z labiryntu, w który się zapuścił.