93

Dlaczego dusze zostają


 

Na stronie tej znajdują się wycinki z książki Wandy Prątnickiej 
"Opętani przez duchy - Egzorcyzmy w XXI stuleciu" 

 

Niestety większość dusz, które opuściły ciało fizyczne nie przeszła na drugą stronę kurtyny śmierci. Co gorsza, stale przybywa dusz, które pozostają zawieszone między Niebem a Ziemią, które z jakichś powodów nie zdecydowały się pójść do Boga. Przyczyn tego stanu może być wiele. Omówię je po kolei.

Najważniejszą jest fakt, że dusze po śmierci często nie wiedzą lub nie wierzą w to, że umarły. Nic się dla nich nie zmienia. Przeoczyły własną śmierć i sądzą, że nadal żyją. Nie uświadamiają sobie, że mogłyby pójść do Światła. Uważają, że jako żywi nadal należą do Ziemi. Nawet gdy długo cierpiały w trakcie ciężkiej choroby myślą, że teraz są już zdrowe. Jeżeli były starymi czy niedołężnymi ludźmi nagle czują, że odmłodniały lub przynajmniej nabrały sił i energii (dzieje się tak tylko w pierwszym momencie po wyjściu z ciała). Nadal widzą świat fizyczny i myślą, że mogą w nim funkcjonować. Nie widzą innych dusz, które są w takiej jak one sytuacji. Takich przebywających obok siebie dusz jest ogromna ilość, lecz najczęściej przez długi okres czasu nie widzą one i nie słyszą się nawzajem. Każda chwila utwierdza je w przekonaniu, że żyją jak dotychczas. Zauważają, że istnieją, co napawa je przekonaniem, że właściwie nic się nie zmieniło. Są to zastępy zagubionych dusz nadal żyjących w iluzji, życiem na niby. Bardzo często są to nasi najbliżsi: ojciec, matka, brat, siostra, ukochana babunia, dziadek, przyjaciele, sąsiedzi, koledzy ze szkoły czy pracy. 

Głównym powodem, dla którego dusze przeoczyły własną śmierć jest fakt, że nie wiedziały, że aż tak niewiele zmieni się ich egzystencja po śmierci. Gdyby wiedziały, łatwiej byłoby im to zrozumieć, zauważyć, umiałyby się skonfrontować ze swoim nowym stanem, uniknęłyby wielkiego zaskoczenia. W jeszcze trudniejszej sytuacji są ludzie, którzy przed śmiercią nie wierzyli w życie pozagrobowe. Nawet gdy rozpoznają, że umarli to zupełnie nie wiedzą, co mogliby dalej ze sobą począć. Trudno jest uwierzyć we własną śmierć nawet tym duchom, które długo chorowały czy były w podeszłym wieku.

Co w takim razie musi dziać się z duszami, które śmierć zaskoczyła nagle? Po tej stronie kurtyny śmierci istnieje olbrzymia rzesza błąkających się duchów, których śmierć zastała w najlepszym momencie życia. Nigdy dotąd o śmierci nie myśleli. Byli młodzi, zdrowi, a tu bęc i nie żyją. Nagły wypadek, brak symptomów, które by na niego wskazywały, ani chwilki do namysłu. Mówię o nagłych wypadkach samochodowych, lotniczych, górniczych itd. Takie dusze w ogóle nie chcą słyszeć, że już nie żyją. Pomiędzy ich życiem a śmiercią była tylko chwilka, mgnienie oka, a one jej nie wychwyciły. Gdyby wiedziały o życiu po śmierci, miałyby szansę domyślić się, że już nie żyją. W sytuację w której się znajdują nie wierzą, choćby nie wiadomo kto lub co im o tym mówiło. Dla wielu z nich śmierć to koniec wszystkiego, a nie dalsze życie.

Niektóre dusze już na długo przed śmiercią bywają silnie oszołomione. Gdy przez nią przechodzą, nie są zdolne rozpoznać swojego prawdziwego stanu. Należą do nich nieuleczalnie chorzy, którym podawano silne środki przeciwbólowe, narkomani, alkoholicy. Umysł chorego, który dostaje środki znieczulające można przyrównać do umysłu narkomana. Jeszcze długo po śmierci nie jest on w stanie dojść do siebie. Gdy oprzytomnieje nadal brak mu wiedzy o życiu po śmierci. Konsekwencje takiej niewiedzy opiszę w dalszej części książki.

Następnym powodem, dla którego dusze nie idą do Światła jest fakt, że boją się kary za swoje uczynki. Ich grzechy czasami są drobne, ale za życia wierzyły w okrutnego, mściwego i karzącego Boga. Teraz czują się niegodne dostąpić łaski przebaczenia. Mimo, że w chwili śmierci czeka na nie wspaniała asysta, złożona z ich przewodników duchowych i bliskich, którzy zmarli przed nimi oraz miłujące Światło, one odwracają się i odmawiają pójścia dalej. Nie wierzą, że Bóg mógłby wybaczyć im grzechy. Wynika to z tego, że nie umiały one wybaczać ich samym sobie. 

Moment śmierci można porównać do kolejki jadącej do Nieba, do której wsiadają tylko ci, którzy mają bilet na przejazd. Bilet otrzymuje darmowo każdy, kto uważa się za godnego wejścia do Nieba. Wszyscy inni pozostają na dworcu. Kolejka odjeżdża a na dworcu pozostaje tłum duchów, które zupełnie nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Mogli odjechać, zapraszano ich do środka, ale oni zrezygnowali. Bardzo bali się kary. Przewinieniem, o które się oskarżają, a które nie pozwoliło im jechać, gdyż w ich ocenie wymaga ono kary mogło być dosłownie wszystko. Niedotrzymane słowo, nieoddana pożyczka, zjedzenie mięsa w piątek, nie pójście na mszę w niedzielę, różnego rodzaju oszustwa, nadużycia, aż po najcięższe grzechy jak rozboje, zbrodnie, gwałty, morderstwa. Bali się kary za grzechy i pragnęli jej uniknąć. Ile jest duchów, tyle różnego rodzaju lęków przed karą. 

A zatem na dworcu pomiędzy Niebem a Ziemią przebywają duchy, które mają na sumieniu zarówno drobne przewinienia, jak i wielkie grzechy. Nie wierzą w to, że wystarczyłoby przebaczyć sobie własne grzechy, a wtedy i Bóg by im przebaczył. "Dlaczego tak się dzieje?" - spytacie. Gdyż Bóg dał nam wolną wolę. Jeżeli pragniemy czuć się winnymi i ciągle karać siebie za swoje uczynki, to możemy tak robić. Bóg nic nie zrobi wbrew naszej woli. Gdybyśmy natomiast uwolnili się od poczucia winy za popełnione grzechy, mielibyśmy szansę w tej samej sekundzie przejść do Światła. Duchy nie mając tej wiedzy są zrezygnowane i twierdzą, że dla nich jest już za późno. Spodziewały się surowej kary w postaci czyśćca lub piekła. Chciały jej za wszelką cenę uniknąć, dlatego pozostały po tej stronie kurtyny śmierci. Nie zdają sobie sprawy, że same zgotowały sobie to, czego tak bardzo się obawiały, gdyż pozostając tworzą rzeczywistość, która staje się ich czyśćcem lub piekłem. 

Następna bardzo duża grupa, która pozostaje w świecie duchów to dusze, które za życia nie wierzyły w Boga, a zatem nie miały do kogo pójść po śmierci. Myślały, że życie kończy się w grobie, a potem czeka na nie już tylko otchłań, nicość. Jeszcze inne dusze bardzo wierzyły w Boga, ale myślały, że w grobie będą leżeć do dnia "Sądu Ostatecznego" i dopiero po zmartwychwstaniu ciała pójdą do "Nieba". Stały się zatem ofiarami tego, w co wierzyły, a konkretnie tego, w co kazała im wierzyć religia. Czują się teraz oszukane, nie mając co ze sobą począć. Czekać na Sąd? Karę? Ale gdzie? W grobie? Nadal żyją, nie mogą zatem czekać w zawieszeniu. Uświadomiły to sobie dopiero po śmierci, gdy jest już odrobinę za późno. Spytacie: "Za późno na co?" Na pójście do Światła. W chwili śmierci fizycznej powinni byli zdecydować, dokąd pójść. 

Do tej grupy zaliczają się też ludzie, którzy za życia byli bardzo zapobiegliwi i dokładnie zaplanowali swoje życie po śmierci sądząc, że będą leżeć w grobie do dnia Sądu Ostatecznego. To ci wszyscy, którzy za życia budowali sobie i bliskim grobowce, wystawne pomniki, planowali w co zostaną ubrani do trumny, by jak najlepiej w niej wyglądać. Zastanawiali się, ilu ludzi przyjdzie na pogrzeb, co będą o nich mówić w mowie pogrzebowej itp.

Wszystkim im do istnienia potrzebna jest energia, tak jak ludziom powietrze. Krążą więc po cmentarzu i kradną ją od przychodzących tam ludzi. To zakrawa na żart, ale żartem nie jest. To o nich są te dowcipy o wstających z grobu nieboszczykach. Członkowie tej grupy silnie utożsamiają się ze swoim ciałem, ale my jako ludzkie istoty nie jesteśmy naszymi ciałami.

W ten sposób utknęło na swej drodze bardzo wiele duchów. Gdy po śmierci uświadamiają sobie one, co tak naprawdę zaszło, okazuje się to dla nich wielkim szokiem. Nadal nie wiedzą jednak, co ze sobą począć, gdyż ich czas przejścia na drugą stronę kurtyny śmierci już dawno minął. Nie mają zatem innego wyjścia, jak czerpać energię z ludzi albo wniknąć w kogoś na stałe.

Największą chyba grupą dusz, pozostających po śmierci w świecie duchów, są ci wszyscy, którzy za życia tak bardzo byli przywiązani do ziemskich spraw, że nie są w stanie się od nich uwolnić. Mogą to być rzeczy materialne lub niematerialne. Może to być dom, samochód lub inne majętności. Każdy zapewne słyszał o nawiedzonych domach i o straszących w nich duchach. Inni za życia za bardzo kochali jeść, pić, brać narkotyki, uprawiać seks lub hazard. Jeszcze inni tak bardzo lubili decydować o sprawach swoich najbliższych, wtrącać się we wszystko, że teraz trudno im z tej władzy zrezygnować. 

Następnym powodem pozostawania duchów jest chęć skorygowania błędów, popełnionych w dotychczasowym życiu. Myślą one, że pozostając po tej stronie będą mieli możliwość naprawić to, co źle zrobili. 

Są też duchy, które nie mogą odejść w spokoju, gdyż rzucono na nie klątwę, złorzeczono im, posłużono się przeciw nim czarną magią. Następną sporą grupę stanowią samobójcy.

Niektórym duszom trudno jest opuścić Ziemię, gdyż pozostawiły kogoś, kim w ich mniemaniu trzeba się opiekować np. rodzic małe dziecko, troskliwe dzieci swoich starych samotnych rodziców itp.

Dusze wymienione powyżej pozostają na Ziemi ze względu na to, że taką podjęły decyzję. Jest jednak wielka grupa dusz, która bardzo chciałaby przejść na drugą stronę, do "Nieba", ale nie pozwala im na to rozpacz ich najbliższych. Dusze te rozdarte są między dobrem swoim a dobrem tych, których pozostawili. Mogą nawet mieć świadomość, że dla dobra wszystkich lepiej jest, żeby odeszli, ale żywi im na to nie pozwalają. Trzeba zatem pamiętać, żeby w czasie żałoby, pomimo żalu, pomyśleć i o tych, którzy mają prawo odejść. Robimy to, aby w konsekwencji nie skrzywdzić siebie i ich. Wiem, jakie to trudne, gdyż sama przez to przechodziłam. Moja mama potrafiła jednakże zażądać, abym jej nie zatrzymywała. Jak wiele dusz to czyni? Bardzo niewiele. 

Czy nie jest zadziwiający fakt, że człowiek po śmierci odnajduje siebie w świecie, w którym urzeczywistnia się dokładnie to, w co wierzył za życia? Jeżeli wierzył w "Niebo", to poszedł do "Nieba". Jeżeli nie czuł się dostatecznie godny lub bał się kary za swoje przewinienia, to urzeczywistnia piekło dla siebie i swoich najbliższych.