Articles

Zagubione dusze: Biada nam, gdy się pojawią


 

ZeitenSchrift, Szwajcaria, kwiecień 2021

 

Zagubione dusze: Biada nam, gdy się pojawią

 

Autor: Ursula Seiler

 

Nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak pełna jest otaczająca nas tzw. "pusta przestrzeń" wokół: podejrzanych bytów, dusz zmarłych ludzi i innych osobników, których nie chcielibyśmy spotkać w biały dzień. Doświadczenia jasnowidzącej polskiej uzdrowicielki Wandy Prątnickiej ujawniają, że mogą one być nawet przyczyną chorób ciała i umysłu, od autyzmu przez raka po schizofrenię.

Są ludzie, którzy nie żyją i nie zdają sobie z tego sprawy. Jeszcze kilka sekund temu jechali samochodem, znajdowali się pod lawiną, a nawet leżeli w szpitalnym łóżku i bum, koniec – śmierć ich dopadła. "Nieprawda", mówią sobie, "Jestem tak samo żywy jak przedtem. Miałem niesamowite szczęście, że z tego wyszedłem. Mój Boże, spójrz na ten wrak samochodu, czyż nie miałem szczęścia, że wyszedłem z tego bez szwanku?!". Albo "Jak cudownie, że w końcu pokonałem swoją chorobę...". Odmawiają uznania, że choć wciąż żyją, są jednak fizycznie "martwi", ponieważ przez całe życie przekonywano ich, że w momencie, gdy się umiera, na zawsze wygasa nasza wewnętrzna istota. Kurtyna w dół, światła gasną…

A zatem muszą być żywi, skoro czują się tak żywo, a nawet odmłodzeni i zdrowi. Teraz nadszedłby czas, aby ci ludzie poszli za Aniołem, który chce ich przeprowadzić "tam" do Światła, prosto przez "tunel" ciemnego świata astralnego. Ale dlaczego mieliby to robić, skoro żyją? "Nikt nie uczy nas o śmierci, o tym, czym jest i co się z nami potem dzieje. Gdybyśmy wiedzieli o tym za życia, zdalibyśmy sobie sprawę, że umieranie jest radosnym momentem, momentem szczęścia, którego nie tylko nie należy się bać, ale na który należy czekać z radością. Śmierć i narodziny są jednym i tym samym. Aby urodzić się na ziemi, musimy umrzeć w zaświatach. I odwrotnie, aby się tam narodzić, musimy umrzeć tutaj. Jest to nic innego jak transformacja z jednej formy istnienia w drugą." – tak pisze Wanda Prątnicka, bardzo znana w Polsce egzorcystka.  

Nie obawiajcie się, to nie będzie przerażający artykuł. Usługi Wandy Prątnickiej są jednak potrzebne, ponieważ ludzie w dużej mierze zapomnieli i utracili swoją więź, swoje "religio" z Boskim Światem. A w wynikającej z tego ignorancji, nadal trzymają się świata fizycznego, odmawiając odejścia do subtelnych sfer, gdzie przez eony spędziliśmy o wiele więcej czasu niż tu na ziemi.

Kiedy Wand Prątnicka mówi, że "nasza śmierć jest niczym innym jak powrotem do domu ze szkoły", zgadzamy się z nią z całego serca, ponieważ Ziemia, jak często czytaliście w tym czasopiśmie, jest planetą nauki i rozwoju. Wraz z rosnącym dobrobytem ostatnich siedemdziesięciu lat, ludzie stali się wygodni na tym świecie, zapominając o rzeczywistości znajdującej się poza nim, o naszym prawdziwym domu. A świat reklamy coraz skuteczniej wmawia nam, że mamy tylko jedno życie i że powinniśmy je wypełnić jak największą ilością przyjemności. "Traktujemy naukę jako karę, a nie jako możliwość awansu" – pisze Wanda Prątnicka. "Ponieważ nasza postawa opiera się na oporze, nie jesteśmy się w stanie wiele nauczyć. Powtarzamy po kilka razy te same lekcje, jak uczeń, który ciągle oblewa. Im dłużej chodzimy do szkoły, tym bardziej się do niej przywiązujemy, aż w końcu budzi się w nas pragnienie, by zostać tu na zawsze. Zapominamy, że jedynym powodem, dla którego przyszliśmy na ziemię, była nauka, że całe nasze życie należy do Boga. Takie nastawienie nie dotyczy wszystkich ludzi, ale większości. Kiedy ci ludzie opuszczają ziemię, wracają do Boga rozgniewani, ponieważ muszą zostawić wszystko to, co mieli tutaj." Albo w ogóle odmawiają przejścia do świata duchowego. Nie wiedzą, że nasz umysł, nasza dusza, a przede wszystkim nasze Boskie Ja żyją nadal; że jako istoty żyjemy wiecznie i nigdy nie odchodzimy w nicość. Że pewnego dnia wrócimy na ziemię i znów będziemy mieli szansę prowadzić nowe życie w zdrowym ciele, i że sposób w jaki przeżyjemy nasze życie będzie decydował o tym, jakie będą nasze warunki w przyszłości.

Ignorowanie śmierci w naszym komercyjnym społeczeństwie oznacza, że wielu ludzi nieświadomie się jej boi, a to nie jest dobre, ponieważ to, co myślimy i wiemy o śmierci za życia, decyduje o tym, co stanie się z nami po śmierci i jaki będzie nasz dalszy los.

"Zmarły", który nie wie, że po śmierci będzie żył nadal jako dokładnie ta sama osoba, którą był za życia, a jedynie uwolniony od wieku, cierpienia i swojego ciała fizycznego, może wręcz rozpaczać w obliczu żalu swoich bliskich i próbować wszystkiego, aby im uświadomić, że wcale nie umarł, lecz jest wśród nich. I właśnie w taki sposób może przegapić przejście do wyższych sfer wibracji. Z fatalnym skutkiem dla siebie i najbliższych.

Tak więc kręcą się w pobliżu i wyrządzają szkody; czasami złośliwie, ale przeważnie bez złych intencji. Wśród potencjalnych zagrożeń, jakie mogą wyrządzać niczego nie podejrzewającym bliskim, znajdują się fobie, natręctwa, lęki a nawet choroby psychiczne. Zdarzają się przypadki, gdy doprowadzają ich do zbrodni, morderstwa, a nawet samobójstwa, lub uzależniają przekazując im swój własny przedśmiertny nałóg.

To nie są wymysły. Wanda Prątnicka cieszy się, jak wspomniałam, wielką sławą jako egzorcystka, pomogła w swoim życiu tysiącom opętanych osób, przekonując kłopotliwego lub kłopotliwych lokatorów do opuszczenia ziemskiego planu i "powrotu do domu". 

 

Spóźniony na pociąg w zaświaty

 

Wanda Prątnicka wymienia kilka powodów, dla których ludzie po śmierci pozostają na tym świecie i nie przechodzą do wyższych sfer wibracji:

 

  • Niespodziewana śmierć – gdy ludzie zostają zaskoczeni śmiercią w najlepszym okresie życia, w wypadkach, katastrofach lotniczych, katastrofach górskich i tym podobnych, nie zdają sobie sprawy z tego, że opuścili już plan fizyczny.
  • Umierający ludzie, którzy byli mocno znieczulani przed śmiercią, czasami nie są w stanie rozpoznać, że przeszli przez portal do zaświatów. Należą do nich osoby nieuleczalnie chore, otrzymujący środki przeciwbólowe, narkomani czy alkoholicy.
  • Niektórzy nie chcą iść do Światła, ponieważ obawiają się kary za swoje grzechy. Czują się niegodni łaski przebaczenia, mimo że w pierwszych chwilach po odejściu czeka na nich wspaniałe towarzystwo: zmarli bliscy, Aniołowie, przewodnicy duchowi i miłująca Światłość. Nie potrafią wybaczyć sobie i dlatego nie wierzą, że Bóg wybaczy ich grzechy. Dlatego też droga do Światła przeraża ich i pozostają w sferze ziemskich wpływów.

 

Wanda Prątnicka porównuje to do pociągu jadącego do nieba, do którego wsiadają tylko te dusze, które posiadają bilet. "Bilet jest rozdawany każdemu za darmo, kto uważa się za godnego pójścia do nieba. Wszyscy pozostali zostają na stacji. Pociąg odjeżdża, a na stacji pozostaje tłum duchów, zupełnie nie wiedzących, jak dalej postępować." Ich przewinienia mogą być tak ciężkie, jak morderstwo lub tak nieszkodliwe, jak niespłacona na czas pożyczka lub, dla rygorystycznych katolików, zjedzenie mięsa w piątek lub opuszczenie niedzielnego nabożeństwa. Gdyby wybaczyli sobie, nic nie stałoby na przeszkodzie, by przeszli do Światła. "Pozostając tutaj, tworzą dla siebie [przez swoją wiarę w nią] rzeczywistość, która staje się ich czyśćcem lub piekłem".

To, czy "grzesznik" potrafi sobie przebaczyć, czy nie, zależy wyłącznie od tego, czy w jego sercu jest miłość. Jeśli jest pełen rozpaczy, smutku i beznadziei, to wyklucza to miłość, a wraz z nią siłę do wiary w kochającego, przebaczającego Boga i zdolność do przebaczenia samemu sobie.

 

Jeśli więź za życia była bliska – na przykład u bliźniąt – czasami zmarli nie chcą się odejść od żywych.

 

Istnieją też inne powody, dla których zmarły nie potrafi przejść w zaświaty:

 

  • Bardzo dużą grupę stanowią wszyscy ci, którzy za życia nie wierzyli w Boga i dlatego nie chcą uwierzyć, że istnienie nie kończy się wraz ze śmiercią ciała fizycznego.
  • Wiele dusz wierzy, że pozostaną w grobie do dnia "Sądu Ostatecznego" i dopiero potem wstąpią do nieba wraz ze zmartwychwstaniem swego ciała. Jednak jak mają czekać w grobie na ten dzień, skoro czują, że już teraz żyją? Są zdezorientowani i nie przechodzą do Światła.
  • Niektórzy zmarli byt bardzo dbali o "potem" i budowali na cmentarzu kamienne grobowce [jakże powszechne w wielu krajach południowych], by wygodnie czekać na "Dzień Sądu". Teraz krążą po cmentarzu i podkradają energię odwiedzającym. Członkowie tej grupy silnie identyfikują się ze swoim ciałem fizycznym. Gdy uświadamiają sobie, że nadal istnieją bez tego ciała, jest to dla niektórych wielki szok i długo pozostają w pobliżu ziemi. Nie potrafią już odnaleźć przejścia do życia pozagrobowego.
  • Prawdopodobnie największą grupę "duchów", jaką Wanda Prątnicka napotkała w trakcie swojego kilkudziesięcioletniego doświadczenia, stanowią ludzie, którzy za życia byli tak przywiązani do ziemskich rzeczy, że obecnie nie są w stanie się z nimi rozstać, niezależnie od tego, czy są to domy, samochody, jedzenie, picie, seks, hazard, ziemska władza czy cokolwiek innego.
  • Niektórzy wierzą, że mogą naprawić błędy popełnione w życiu tylko poprzez przebywanie blisko ziemi. Oczywiście nie wiedzą oni, że każdy otrzymuje taką możliwość w kolejnym wcieleniu.
  • Inni nie potrafią odejść w spokoju, ponieważ zostali przeklęci lub zastosowano wobec nich czarną magię. W pobliżu ziemi pozostaje też wielu samobójców.
  • Szczególnie tragiczne jest to, gdy duszom nie pozwala się przejść do wyższych światów, ponieważ ich pogrążone w żałobie rodziny zbytnio ich opłakują. Rozpacz bliskich nie pozwala im odejść. Dlatego jest niezmiernie ważne, aby ci, którzy pozostali przy życiu, wiedzieli, że nie mają prawa do niekończącej się rozpaczy, ponieważ mogą w ten sposób zamienić los zmarłej osoby z nieba w piekło. Ostatecznie nie jest bowiem dla nikogo przyjemne pozostawać w sferze ziemskiej jako pasażer na gapę.

Duchom wkrótce zaczyna brakować energii do dalszego funkcjonowania. W pośpiechu szukają żywiciela, do którego mogłyby się podczepić i zawłaszczać jego energię życiową. Najprostszym sposobem dla ducha jest rozejrzenie się za takim "dawcą" w znanym sobie środowisku. Błądzący duch wie o tym, czuje się tam bezpiecznie. Może też wrócić do swojego domu, do przyjaciół, na cmentarz lub do baru, gdzie kiedyś do woli odurzał się alkoholem lub narkotykami.

Według Wandy Prątnickiej, dusze które zginęły w wypadku, zwykle tkwią w miejscu gdzie wypadek się wydarzył, po czym nieustannie go przeżywają. "Celem tego jest obudzenie duszy, uświadomienie jej, że już nie żyje". W takim przypadku żałobnicy powinni zwracać się do zmarłego głośno i wyraźnie, opowiadając mu, co się stało i że powinien natychmiast udać się do Światła. Modlitwy mogą mu również pomóc w podjęciu drogi ku Światłu. Wanda Prątnicka napotkała w swoim życiu wiele duchów – podobnie jak szwajcarski architekt Anton Styger, o którym kilkakrotnie pisaliśmy – które "spędziły kilkaset lat w zawieszeniu między niebem a ziemią, niektóre z nich pochodzą jeszcze z poprzednich tysiącleci". To jak najbardziej niepożądany stan!

 

Związani z ziemią i zdezorientowani

 

Wanda Prątnicka nazywa strumienie życia, które nie przeszły w zaświaty "duchami". Początkowo czują się bardzo osamotnione i czują, że stają się coraz słabsze, a także, że myślenie przychodzi im z coraz większym trudem. Pilnie potrzebują źródła energii. Oprócz ludzi, niektóre z nich mogłyby ją odnaleźć w żyłach wodnych lub uskokach tektonicznych.

Najłatwiej jest im jednak wtedy, gdy pozostali bliscy pozwalają im przebywać blisko siebie. Niektórzy ludzie tak bardzo pogrążają się w żałobie, że nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że zmarły subtelnie już w nich wstąpił. Energiczni, zdrowi, witalni ludzie zazwyczaj nie pozwalają sobie na wampiryzm; słabi, chorzy, starzy, uzależnieni od alkoholu lub narkotyków, niespokojni, przygnębieni, zmęczeni, niewyspani i przestraszeni – tak. Ich energia jest już na tak niskim poziomie, że nie zauważają jak nieustannie zaczynają dzielić się swoją codzienną porcję energii z ciałem duszy zmarłej osoby, która podczepiła się do nich jak pijawka. Wielu popada w głębokie wyczerpanie, zwłaszcza jeśli oblega ich nie jeden, ale – jak to się zdarza – kilka duchów.

Do opętania może dochodzić, gdy żywy traci przytomność, czy to przez narkozę, krótkie omdlenie, szok powypadkowy, upojenie alkoholowe lub zażycie narkotyków. "Nawet niewielka zmiana świadomości podczas wypalania papierosa może stać się okazją do odwiedzin duchów" – zaobserwowała jasnowidz Wanda Prątnicka. Podczas choroby, silnego zmęczenia lub żałoby całe roje duchów mogą otaczać człowieka, a podczas seansów spirytystycznych duchy potrafią na zawsze pozostać przy nieświadomych uczestnikach. Wanda Prątnicka ostrzega, że do opętania łatwo może dojść, jeśli ktoś stawia karty tarota lub medytuje w niewłaściwy sposób. Okazje do niewidzialnej ingerencji stwarzają również momenty, w których ludzie wpadają w szał i wyrażają negatywne emocje, takie jak gniew, wściekłość czy nienawiść.  Motywacja ducha przybysza nie jest jednak złośliwa, on po prostu pragnie zapewnić sobie przetrwanie.

Wanda Prątnicka w swojej kilkudziesięcioletniej praktyce zajmowania się opętaniami zauważyła, że wspólną cechą osób nawiedzonych jest "wzmożone rozdrażnienie, wojowniczość, niekiedy napady szału w całkiem nieoczekiwanych momentach, a z drugiej strony senność, brak entuzjazmu, płaczliwość. Nastrój ulega zmianom od silnej euforii do wielkiego 'pesymizmu'. Człowiek, który do tej pory był silny zarówno psychicznie, jak i fizycznie, teraz nie bardzo wie, co robić, co jest kłopotliwe zarówno dla niego, jak i dla jego bliskich." W dzisiejszych czasach nazywane to bywa również "zaburzeniem dwubiegunowym". Może to być więc nieuświadomione nawiedzenie. Dlatego nikt nie powinien czuć się winny, lecz raczej szukać doświadczonej pomocy, aby uwolnić się od opętujących go prądów.

 

Przyczyna choroby – nawiedzenie

 

W niektórych rodzinach występuje skłonność do pewnych chorób. Czasami zdarza się, że pozostała przy żywych osoba zmarła "przekazuje" dane schorzenie swojemu potomkowi. Przykładowo, jeśli ktoś umrze na raka, a jego dusza nie przejdzie w zaświaty, to informacja o przynależącej do niego chorobie przechowywyana w ciele astralnym i mentalnym nadal jest tam obecna. Jeśli takiemu duchowi uda mu się nawiedzić bliską osobę, może się zdarzyć, że opętany zachoruje właśnie na tę chorobę: chora energia duszy nosiciela przenika do jego własnego ciała duszy, aż choroba objawi się w jego ciele fizycznym. Wanda Prątnicka doświadczyła tego wielokrotnie. Oczywiście nie jest to podstawowa przyczyna rodzinnych skłonności do chorób, ale w niektórych przypadkach powinna być brana pod uwagę. Oto kilka przykładów, jak ich doświadczyła Wanda Prątnicka:

Pewien młody, bardzo przystojny mężczyzna nagle zachorował na raka i zmarł w ciągu sześciu miesięcy. Na wiosnę został wcielony do elitarnej jednostki wojskowej w doskonałym zdrowiu (a przynajmniej tak wykazały badania wojskowe). Przed Bożym Narodzeniem już nie żył. Dopiero na krótko przed jego śmiercią skonsultowano ten przypadek z Wandą Prątnicką, która dostrzegła, że przyczyną jego cierpienia był duch jego wuja, który niedługo wcześniej zmarł na raka. Jednak ten młody człowiek uważał tę diagnozę za pozbawioną sensu. Rodzina prosiła jednak Wandę Prątnicką o pomoc, a gdy tylko udało się jej odprowadzić od niego wujka, jego stan radykalnie się poprawiał. Lecz kiedy wujek wracał, jego stan się ponownie pogarszał. "Chłopiec z pewnością mógłby zostać uratowany, gdyby tylko zechciał nad tym pracować" – zauważa egzorcystka. Bardzo kochał swojego zmarłego wuja i nawet przywoływał go do siebie, kiedy robiło mu się gorzej. Zmarł więc o wiele za wcześnie.

Niedługo potem guz pojawił się u jego brata bliźniaka. W przeciwieństwie do zmarłego, ten ostatni wierzył, że choroba może pochodzić od zmarłego wujka. Natychmiast zwrócił się więc do Wandy Prątnickiej o pomoc. I rzeczywiście, egzorcystka zobaczyła, że dusza wuja podczepiła się tym razem pod niego. Choć bardzo tęsknił za bratem, miał ochotę żyć dalej i posłusznie wykonywał polecenia egzorcystki. "Nie przeszkadzał mi, a wręcz sam próbował przekonać ducha, by odszedł i zostawił go w spokoju. Duch był jednak nieugięty i chciał go zabrać z tego świata". Kiedy duch odchodził, guz znikał bardzo szybko, a po jego powrocie znów się pojawiał. Ten proces trwał przez kilka tygodni, duch pojawiał się coraz rzadziej, aż w końcu odszedł na dobre. Chłopiec ma się doskonale, choć nie przeszedł operacji ani radioterapii. Gdyby nie udało się go uratować, nazwano by to chorobą dziedziczną, choć w tym przypadku miała ona inne przyczyny.

Oczywiście, istnieją też inne powody "chorób dziedzicznych". Jeśli w rodzinie od pokoleń jest mało miłości i radości, nie jest zaskakujące, że większość członków rodziny zmaga się z chorobami serca. Tam, gdzie istnieje wielki strach przed wszystkim i wszystkimi, który da się tylko kontrolować poprzez silne trzymanie się razem w grupie, to prawdopodobnie pojawią się wrzody żołądka i rak. A ponieważ taka postawa przekazywana jest z pokolenia na pokolenie, można z całą pewnością mówić o chorobie dziedzicznej. W rodzinach, gdzie przeważają gniew, zawziętość i nienawiść, gdzie nikt nie wybacza drugiemu, będzie wiele przypadków kłopotów z wątrobą.

Wanda Prątnicka doszła do wniosku, że choroba jest albo powodowana przez duchy, które nas nawiedzają, albo jest nam zsyłana po to, abyśmy zrozumieli, że mamy jakiś problem do pokonania. Po rozpoznaniu problemu i wprowadzeniu zmian, choroba znika tak szybko, jak się pojawiła – nawet jeśli wcześniej uważano ją za nieuleczalną. "Jeśli twoim problemem jest poczucie bycia ofiarą, to właśnie tam zaprowadzą cię okoliczności. Będziesz czuł się ofiarą we własnym domu, na ulicy lub w pracy. Możemy zrzucać winę na 'innych', tak jak to robiliśmy w przeszłości i wmawiać sobie, że to 'ich' wina – szefa w pracy, ekspedientki w sklepie, męża czy dzieci w domu."

Wanda Prątnicka radzi, by nie odwracać wzroku, lecz przyglądać się, "gdzie w nas samych jest cecha, która nas denerwuje w innych". To wystarczy, aby ją wyleczyć. Jeśli tego nie zrobimy, sytuacje i ludzie będą nas nadal nachodzić tak długo, jak długo zajmie nam rozpoznanie i uzdrowienie problemu. Jeśli go przeoczymy lub nic z nim nie zrobimy, nadejdzie choroba, która zmusi nas do zatrzymania się i zastanowienia nad tą częścią nas samych, którą najmniej akceptujemy. To właśnie do tej części nas przychodzą duchy. Tak więc ktoś, kto nie akceptuje swojego gniewu będzie do siebie przyciągał wiele gniewnych duchów. Osoba, która ma problemy z nałogami będzie przyciągała duchy uzależnionych. Osoba stale myśląca o chorobie będzie przyciągała ducha z chorobą, której najbardziej się obawia. Jeśli boimy się raka, przyciągniemy ducha kogoś, kto umarł na raka; jeśli ataku serca, nawiedzi nas duch zmarły na chorobę serca. Duchom obciążonym chorobą łatwo jest nas nachodzić, ponieważ przyciągamy je naszym lękiem. Duch spełnia więc tylko nasze oczekiwania". Często ludzie mówią wtedy: "Cóż, zawsze podejrzewałem, że pewnego dnia zachoruję na raka". Podczas gdy w rzeczywistości to oni sami doprowadzili do tego przez swój ciągły strach przed nim.

 

Zdrowie psychiczne chroni przed duchami

 

Jeśli jesteśmy całkowicie zdrowi, duchy nie mają szans na przedostanie się do nas – przekonuje Wanda Prątnicka. Jeśli nieświadomie pozwolimy na dostęp choćby jednemu duchowi, droga staje otworem dla wielu. A te, jak już wspomniano, przynoszą ze sobą także choroby, na które cierpiały za życia. Jeśli taki duch przejmuje kontrolę nad ciałem nawiedzonego, z jego obecnością może również nadejść choroba. Gdy ludzie mają bardzo poważne wahania nastroju (co kiedyś nazywano psychozą maniakalno-depresyjną, a obecnie nazywa się zaburzeniem dwubiegunowym), powodem może być opętanie przez kilka duchów, które walczą ze sobą na zmianę, aby uzyskać przewagę nad ciałem. Nie należy zatem w nawiedzonym wzbudzać poczucia winy, lecz okazać mu zrozumienie, ponieważ w dzisiejszych czasach łatwo może dojść do sytuacji, w której jeden lub więcej subtelnych bytów zawładnie człowiekiem, a bramą do tego jest strach, przerażenie (czasami wywoływane przez nieodpowiednie filmy) lub uzależnienia (alkohol, narkotyki itp.).

Czasami "urojone" choroby tak zwanego "hipochondryka" są niczym innym jak objawami pochodzącymi od kilku chorych duchów, które na przemian zdobywają w człowieku przewagę. Wtenczas objawy nie są czystą wyobraźnią.

 

Seanse spirytystyczne, wróżenie, karty tarota otwierają drzwi do świata zmarłych dusz. Mogą zrujnować ludziom życie.

 

Chronicznie chorzy ludzie, którzy nie potrafią wyzdrowieć to tacy, którzy albo nie zrozumieli wewnętrznych przyczyn własnego cierpienia i ich nie przetransformowali, albo pochodzi ono od duchów, które ich opętują. Jeżeli leczy się wówczas tylko ciało człowieka, to pozostanie to bezskuteczne, ponieważ źródło choroby tkwi w nawiedzającym je duchu, którego nie sposób leczyć. Dlatego też taka choroba nie będzie chciała ustąpić. Jeśli epilepsja była spowodowana przez duchy, Wanda Prątnicka potrafiła ją wyleczyć w każdym przypadku i na stałe. Alergie dotykają ludzi, którym "coś wchodzi pod skórę". Jakaś sytuacja, której nie potrafimy zaakceptować i z którą nic nie robimy. Alergie mogą być również wywoływane przez duchy. Jeśli tak, to odprowadzenie duchów eliminuje alergię na zawsze. Astma również może być powodowana przez duchy, jednak w większości przypadków jest wynikiem nadmiernej, zaborczej "miłości" ze strony bliskich, którzy nie pozwalają osobie cierpiącej na astmę swobodnie oddychać. "Łatwo to zaobserwować u dziecka chorego na astmę, które otoczone jest nadmiernie troskliwą opieką dorosłych – gdy dziecko wyjeżdża na jakiś czas lub idzie do szkoły, astma ustępuje; gdy wraca do domu, choroba powraca". Choroba Alzheimera i utrata pamięci również mogą być powodowane przez duchy. Wanda Prątnicka spotkała się z przypadkami, że odprowadzenie duchów przywracało pełną pamięć. Jeśli ktoś jest opętany przez jednego lub więcej duchów, jego pamięć może być przechowywana na "twardym dysku" ducha, zamiast na własnym. Bywa więc, że osoby cierpiące na demencję pamiętają wydarzenia z młodości, ale nie to, co robiły godzinę czy dzień temu. Gdy duchy odejdą, wszystko zostaje ponownie zapisywane na naszym własnym dysku twardym, choć luki z czasu opętania zwykle pozostają.

 

Schizofrenicy są zwykle opętani przez kilka duchów, które na zmianę ich kontrolują

 

Bóle mogą być powodowane przez duchy, zwłaszcza w przypadku, gdy nie można znaleźć ich fizycznej przyczyny. Najczęściej gromadzą się w żołądku, na wysokości pępka i w splocie słonecznym. Wanda Prątnicka pomagała dwunastoletniej dziewczynce, która od lat cierpiała na silne bóle brzucha, uwolnić się od znacznej ilości duchów, po czym bóle ustąpiły. Dziewczyna przyznała później, że wcześniej "dla zabawy" wywoływała duchy.

Anoreksja i brak apetytu mogą być również spowodowane opętaniem przez duchy, które potrafią usadowić się w okolicy żołądka. Osoba opętana często nie ma wtedy ochoty na jedzenie lub natychmiast wymiotuje wszystkim, co zjadła. Jeśli człowiek je normalnie i pozostaje chudy, może to oznaczać, że duchy pobierają od niego więcej energii, niż może on przyjąć wraz z pożywieniem. Wanda Prątnicka doświadczyła szczególnie drastycznego przypadku z kobietą, która przy wzroście 180 centymetrów ważyła zaledwie 37 kilogramów i nie potrafiła już chodzić bez pomocy innych. Jasnowidz rozpoznała, że ofiara była nawiedzona przez swoją zmarłą babcię. Kobieta zaprzeczała, bo bardzo kochała swoją babcię. Duch babci mówił jednak coś zupełnie innego – nienawidziła swoją wnuczkę, ponieważ ta w dzieciństwie kopnęła małego pieska babci. Teraz babcia chciała, żeby sama "zdechła jak pies". Rozmowa telefoniczna potwierdziła, że kobieta rzeczywiście nieumyślnie kopnęła w dzieciństwie psa swojej babci. Wanda Prątnicka musiała jeszcze długo pracować, zanim mściwy duch babci w końcu uwolnił się od wnuczki. Jednak później wnuczka zaczęła przybierać na wadze w tak zawrotnym tempie, że jej rodzina śmiała się i mówiła, że jeszcze pobije rekord Księgi Rekordów Guinnessa w przybieraniu na wadze.

 

Bulimia i otyłość

 

Dla wielu ludzi jedzenie jest jedyną radością ich życia! Jeżeli taki człowiek umiera, to bywa, że nałóg jedzenia nie pozwala jego duszy przejść na drugą stronę kurtyny śmierci. Takie duchy przyczepiają się wówczas do ludzi którzy lubią jeść, tak samo jak oni niegdyś. Taka osoba je wtedy tak długo, jak długo nawiedzający ją duch ma pragnienie jeść. Organizm zazwyczaj nie jest w stanie spożyć takiej ilości kalorii. Wanda Prątnicka doświadczyła tego sama z bliską, dobrze wyglądającą przyjaciółką, którą zaprosiła na kolację do dobrej restauracji. Ponieważ dań przyniesiono zbyt wiele i były zbyt duże, przyjaciółka zasugerowała, aby pójść do łazienki i zwymiotować, a następnie kontynuować jedzenie na pusty żołądek. Twierdziła, że robi tak już od dłuższego czasu, bo inaczej nie byłaby w stanie pozostać tak szczupła. Wanda Prątnicka zobaczyła, że do jej przyjaciółki podczepiło się kilka duchów, a gdy je odprowadziła, przyjaciółka przestała odczuwać potrzebę pożerania tak wielkich ilości jedzenia, a w konsekwencji i wymiotowania.

Przyczyną otyłości może być poczucie winy i związana z nim potrzeba karania siebie. Może to prowadzić do znacznego przyrostu wagi. Jeśli w trakcie terapii dotrze się do punktu, w którym doszło do urazu, osoba otyła będzie tracić na wadze zaskakująco szybko, nawet jeśli je tyle samo, co wcześniej. "Moim zdaniem otyłość to nic innego jak otulanie się tłuszczem jak wielkim murem, aby nikt i nic nie mogło nas skrzywdzić. Miejsce, w którym nagromadziło się najwięcej tkanki tłuszczowej, mówi nam, gdzie tkwi problem."

 

Choroby psychiczne spowodowane działaniem duchów

 

Wanda Prątnicka w trakcie swojej praktyki doszła do przekonania, że większość chorób psychicznych lub umysłowych to w rzeczywistości "choroby pochodzące od duchów", czyli spowodowane opętaniem przez jeden lub więcej subtelnych bytów. Zebrała kilka tysięcy przypadków, wszystkie bardzo podobne pod tym względem. Prawie każda choroba psychiczna, zauważa, "powstaje wtedy, gdy człowiek nie tylko pozwala się nawiedzić, ale także w pełni oddaje swoje ciało i umysł duchowi i poddaje się jego woli." Każdy przypadek charakteryzuje się niepowtarzalnymi cechami. Niektórzy ludzie w jednej chwili są całkowicie sobą, a w następnej zupełnie kimś innym (to wtedy, gdy duch przejmuje kontrolę), a potem znów są sobą. Informacje z czasu, gdy duch panował nad chorym, są przechowywane na twardym dysku ducha, a nie człowieka. "To trochę tak, jakby chory brał urlop od samego siebie. W tym czasie nawiedzający go duch kieruje jego ciałem i umysłem. Stąd bierze się luka w pamięci chorego".

Gdy chory rzadko jest sobą, najczęściej pozostawia panowanie nad swoim ciałem i umysłem kilku duchom naraz. W skrajnych przypadkach duchy przejmują całkowicie władzę nad ciałem i wypierają dotychczasowego właściciela z ciała. Zależy to od stopnia nawiedzenia. Tak czy inaczej, mogą go nawiedzać nawet dziesiątki duchów! Wiele zależy również od środowiska, w którym żyje: jeśli jest ono dla niego przyjazne i ma wsparcie, szanse na zachowanie zdrowia są większe. Jeśli zostaje sam ze swoim problemem i spotyka się wyłącznie z niedowierzaniem, może być nawiedzany coraz silniej.

"Aby lepiej zrozumieć rozdwojenie jaźni lub wiele innych chorób psychicznych, opisuję przykład, porównując ciało człowieka do statku na morzu" – wyjaśnia Wanda Prątnicka. "Zdrowy psychicznie człowiek jest jak kapitan na swoim statku. Stoi za sterami i zręcznie unika niebezpieczeństw. Taki kapitan nie wpuszcza na swój statek niechcianych pasażerów. Zawsze wie, gdzie się znajduje i jaki jest kierunek jego podróży.

Jest też inny rodzaj kapitana: rzadko kiedy staje za sterem i pozwala statkowi swobodnie dryfować po oceanie, zwykle dlatego, że się lęka. Pozwala też niechcianym pasażerom wchodzić na pokład statku i robić co zechcą. Człowiek cierpiący na schizofrenię to taki statek pełen pasażerów – duchów, bez kapitana na mostku. Kapitan, właściciel statku, może być na pokładzie przez całą podróż, jednak pasażerowie, czyli duchy, nie pozwalają mu chwycić za ster." Pasażerowie (duchy) mogą nic nie wiedzieć o istnieniu kapitana, podobnie jak o obecności na pokładzie innych duchów. Czasami wszyscy chcą chwycić za stery w tym samym czasie i walczą o władzę. Jeśli tak się dzieje, schizofrenik przejawia silne napady obłędu. Jeśli duchy nieco się wycofają, a kapitan (osoba opętana) zdecyduje się przejąć ster, zauważamy chwilowe ozdrowienie chorego. Może nawet będzie mógł opuścić zakład psychiatryczny. Ale tak naprawdę jego duchy są tylko na wakacjach i w końcu zawładną nim ponownie. Chyba, że w jaśniejszej fazie choroby chory uświadomi sobie przyczynę swojej sytuacji i postanowi odzyskać kontrolę nad własnym życiem. Często wymaga to z nawiedzonym długich rozmów, które jednak warto podjąć. Ludzie, którym od dzieciństwa nie pozwalano o niczym samemu decydować, często padają ofiarą takich nawiedzeń.

Eksperci potrafią odprowadzać duchy w zaświaty na odległość. Wanda Prątnicka stanowczo przestrzega przed odprawianiem duchów bezpośrednio w miejscu przebywania osoby opętanej, gdyż nierzadko zdarza się, że egzorcyzmowany duch atakuje wtedy egzorcystę. Pomoc na odległość możliwa jest wyłącznie przy kooperacji z boskim Prowadzeniem. Ważne jest również, aby wzbudzać w opętujących duchach ufność, że będzie im o wiele lepiej, gdy odejdą w zaświaty.

Gdybyśmy wiedzieli o tych niewidzialnych procesach, to ludzie nie musieliby przez lata a nawet dekady znosić nieszczęsnej egzystencji zamkniętych instytucji. Jednak, jeżeli ktoś się boi, to otwiera bez oporu drzwi do swojej duszy, a to, czego się boi, uzyskuje dostęp.  Jeśli ktoś twierdzi, że słyszy głosy, to należy to traktować poważnie. Niestety, w dzisiejszych czasach nawet lekarze i księża nie słuchają, uważają, że to wszystko fanaberie. Również fałszywy wstyd jest tutaj nie na miejscu. "Nawiedzenie może przytrafić się każdemu” – pisze Wanda Prątnicka – „a w szczególności narażeni są ludzie, którzy pomagają innym".

 

Niektórzy zapraszają duchy

 

W ostatnich dziesięcioleciach, jak to zwykle bywa na przełomie wieków, znów modne stało się przyswajanie magicznych półprawd za pośrednictwem książek.

Z ciekawości lub z nudów ludzie próbują siłą otworzyć swoje "trzecie oko", rozpalić energię kundalini w celu większego spełnienia seksualnego lub uprawiają czarną magię, nierzadko polegającą na wywoływaniu duchów.

To, co robią, przypomina działania szaleńca, który bez żadnego wcześniejszego przygotowania wspina się po najtrudniejszej ścianie K2, siada za sterami odrzutowca lub chce przechodzić na linie z jednego wieżowca na drugi na dużej wysokości: katastrofa jest zaprogramowana. Tacy ludzie mogą skończyć z poważnymi chorobami w szpitalach psychiatrycznych, z urojeniami, które ich będą nieustannie dręczyły i w absolutnej beznadziei, że kiedykolwiek w obecnej inkarnacji osiągną jakąkolwiek jakość życia.

Świat duchowy rządzi się prawami tak samo, jak świat fizyczny. Nikt nie uwierzyłby, że mógłby rzucić się z wieży Eiffla i przeżyć. W subtelnym świecie, jednak, wielu ignorantów podejmuje takie właśnie szalone podróże. Aby posługiwać się mocami takimi jak władza nad kundalini czy jasnowidzeniem, trzeba było w przeszłości przejść przez długi, żmudny trening, aby zostać uczniem, często z daleka od cywilizacji i w posłuszeństwie względem Mistrza, a i to nie gwarantowało sukcesu.

Nawet metody, które pozornie wydają się nieszkodliwe, mają swoje pułapki, jeśli nie postępuje się z nimi właściwie. Wanda Prątnicka pisze – "pewna kobieta słyszała o uzdrowicielu, który swoją energią potrafił uwalniać ludzi od chorób nawet za oceanem. Zarezerwowała jego usługi dla swojego męża, który chorował na raka. Jednocześnie sama siadała, jak gdyby, w linii energetycznej, aby jako pasażer na gapę dodatkowo skorzystać z tej uzdrawiającej usługi. Co się stało? Zamiast wyzdrowieć, jej mąż chorował coraz bardziej, podczas gdy ona popadała w coraz większe szaleństwo. Nagle kobieta zaczęła widzieć poświatę otaczającą ludzi, a potem także ich wnętrze z wszystkimi chorobami. Oszalała, nie mając pojęcia, co się dzieje. Nie zdawała sobie sprawy, że w taki sposób zostało otwarte jej trzecie oko i to właśnie dlatego, czy tego chciała, czy nie, widziała aurę innych ludzi, jak również ich dolegliwości.

W końcu mąż tej kobiety zmarł. Ona sama zaś trafiła do zakładu psychiatrycznego, którego nigdy więcej nie opuściła. Najwyraźniej nie tylko ta dwójka nieświadomych poszukiwaczy pomocy nie rozumiała, jakie energie na nich wpływają; sam uzdrowiciel również nie był na tyle wyszkolony i wystarczająco wrażliwy, by wyczuć całą sytuację i w porę powstrzymać to, co się działo."

Do Wandy Prątnickiej trafia wiele przypadków osób leczonych psychiatrycznie, które szukają u niej pomocy, a których cierpienie zaczęło się wtedy, gdy przeszły np. inicjację Reiki, kładły karty tarota, brały udział w magicznych rytuałach lub wywoływaniu duchów w przekonaniu, że jest to nieszkodliwa rozrywka. We wszystkie te procesy mogą się mieszać bardzo negatywnie nastawione subtelne byty i krzywdzić naiwnych ludzi, kraść im energię lub ich opętać.

 

W przypadku poważnych zmian charakteru po śmierci bliskiej osoby, może się okazać, że jej duch nawiedził właśnie tę osobę.

 

Z ezoteryczną wiedzą tajemną nie należy igrać. Nie sprzyja również temu fakt, że mass media przedstawiają wywoływanie duchów głównie jako nieszkodliwą rozrywkę dla biernych poszukiwaczy przygód. Taka wiedza wymaga, abyśmy ją wykorzystywali dla lepszego zrozumienia otaczającej nas rzeczywistości i nas samych. Powinno nam to pomóc bardziej kochać Boga, innych ludzi i siebie samych, ponieważ zrozumieliśmy, na czym polega nasza egzystencja na ziemi. Ignoranci z czystej ciekawości wnikają w obszary, które bez bezinteresownego nastawienia oraz umiejętności rozpoznawania są bardziej niebezpieczne, niż spacer po linie na zawrotnej wysokości.

Mogą być prawie pewni upadku, gdy używają tych praktyk, by manipulować innymi i zdobywać władzę nad światem zewnętrznym.

Uważaj zatem na kursy, które obiecują ci szybką inicjację, natychmiastowe uzdrowienie lub wręcz otwarcie trzeciego oka. Niektórzy ludzie są zdesperowani, by zobaczyć elfy, wróżki i anioły, jednak negatywne istoty – duchy, które przebywają w bardzo wielu miejscach i przed którymi nie będą potrafili zamknąć swoich otwartych duchowych oczu – zawsze będą wywoływały obrzydzenie i strach. W większości przypadków dotknięci oddaliby wszystko, aby móc ponownie zamknąć to duchowe oko, ale nie jest to już niestety możliwe.

Nawet profesjonaliści nie są w niektórych przypadkach odporni na opętanie. Wanda Prątnicka znała bardzo dobrą zagraniczną uzdrowicielkę, która osiedliła się w Polsce i zaprzyjaźniła się z nią. Pewnego dnia zniknęła bez słowa pożegnania. Po roku Wanda Prątnicka zobaczyła ją ponownie na spotkaniu uzdrowicieli. Z pięknej kobiety zrobił się wrak człowieka, powykręcany w nienaturalny sposób tak, że ledwo stała na nogach. Powiedziała Wandzie, że tylko na krótko wyszła ze szpitala psychiatrycznego i musiała tam zaraz wracać. Wanda Prątnicka zorientowała się, że uzdrowicielkę zaatakowały duchy.

"Jak tylko wróciłam do domu, zaczęłam ją oczyszczać" – relacjonuje – "Chociaż był to bardzo silny duch, odszedł dość szybko. Niecierpliwie czekałem na wieści od mojej przyjaciółki. Lekarze zazwyczaj szybko zauważają moją interwencję, ponieważ pacjenci nagle stają się normalni. Tak było w setkach przypadków. Po kilku dniach zobaczyłem ją na ulicy, zdrową i wyprostowaną." Wpadły sobie w ramiona, a jej przyjaciółka opowiedziała, co się stało – rok wcześniej przyszedł do niej bardzo chory człowiek. Zamiast odesłać go do bardziej doświadczonego uzdrowiciela, sama zaczęła go leczyć. "Tyle razy mówiłeś mi, że oczyszczania nie wolno wykonywać w obecności chorego, ale ja byłam nieposłuszna. Stało się to w mgnieniu oka. Od razu wiedziałam, że zostałam opętana przez ducha, ale nic nie mogłam zrobić."

Mąż jej nie uwierzył i zlekceważył jej prośbę o natychmiastowy telefon do Wandy. W końcu kobieta straciła przytomność, a jej mąż oddał ją na prawie rok do zakładu psychiatrycznego, gdzie podawano jej zastrzyki i elektrowstrząsy. Dopiero gdy mąż zobaczył, jak szybko Wanda pomogła jego żonie wrócić do "normalności", zrozumiał swój błąd, a także to, że gdyby jej posłuchał, nie musiałaby tak długo cierpieć. To wszystko przytrafiło się tej kobiecie, mimo że sama przez wiele lat była odnoszącą sukcesy uzdrowicielką. Z takimi energiami naprawdę nie wolno igrać! Uzdrowicielka powiedziała później, że przytrafiło jej się to, ponieważ brakowało jej pokory przed ezoterycznymi naukami.

Wanda Prątnicka ostrzega zatem tych wszystkich, którym wydaje się, że z ciekawości, nudy czy wręcz skrywanego pragnienia zdobycia władzy mogą przyswajać sobie magiczne praktyki. Podkreśla, że "każdy człowiek, który zechce zagłębiać się w tajniki praw duchowych, musi być nie tylko zrównoważony psychicznie, ale i prawy. Jeśli pójdzie tą drogą, każda najdrobniejsza nieuczciwość obróci się piorunami przeciwko niemu. To, co do tej pory uchodziło mu bezkarnie, już takim nie będzie. Nierzadko zwracają się do mnie po pomoc 'mistrzowie' różnych szkół, wróżbici, tarociści, bioenergoterapeuci i egzorcyści, którzy niestety o tym zapomnieli." Jest to też kolejny powód, dla którego ezoteryczna, duchowa wiedza nigdy nie powinna być narzucana ludziom, którzy jej nie chcą. Wiedza czyni ich przecież w większym stopniu odpowiedzialnymi, a każdy musi być gotów do dobrowolnego ponoszenia takiej odpowiedzialności. W przeciwnym razie stanie się to również naszym przewinieniem.

 

Autyzm pochodzący od nawiedzenia

 

W przypadku dzieci autystycznych, które odwracają się plecami do otaczającego je świata, przyczyną może być zmarła osoba, która trzyma je uwięzione energetycznie w swoim świecie.

Autyzm jest stosunkowo nowym zjawiskiem, które rozprzestrzenia się na całym świecie niczym epidemia. Różne możliwe przyczyny zostały już wymienione w „ZeitenSchrift”. Wanda Prątnicka dodaje nową, o której jak we wszystkich przypadkach dowiedziała się z własnego doświadczenia. Jej pierwszym spotkaniem z dzieckiem autystycznym był pięcioletni Bernard, który nie potrafił mówić, a zamiast tego pohukiwał jak sowa. Ciągle biegał, zawsze był tak silnie pobudzony, że nie zwracał uwagi na nic wokół siebie. Bernard nie reagował ani na zabawki, ani na zwierzęta, ani na lekarzy, którzy próbowali wszystkiego, by do niego dotrzeć. Trwało to dwadzieścia godzin na dobę, a kiedy zasypiał, to tylko na kilka minut, po czym natychmiast budził się ponownie. Chłopiec potrzebował więc opieki ze strony matki i ojca dzień i noc.

"Pomyślałam, że to ciągłe wybudzanie może być spowodowane przez ducha" – mówi Wanda Prątnicka. Jej przeczucie okazało się słuszne: "Dziecko było nawiedzone przez silnego ducha". Urodziło się jako normalne dziecko. Symptomy autyzmu zaczęły się powoli pojawiać w wieku około półtora roku. Rodzice nie pamiętali nikogo z ich rodziny, kto zmarł w tamtym czasie. Od razu po ich wyjściu Wanda Prątnicka zaczęła oczyszczać chłopca i nawet już w drodze do domu rodzice zauważyli dużą zmianę w jego zachowaniu, z chwili na chwilę zaczął się zachowywać jak normalne dziecko, mimo że tego dnia nie wziął jeszcze żadnych leków psychotropowych. Z zaciekawieniem patrzył przez okno samochodu na otoczenie, a nawet wskazywał na coś palcem. Tej nocy Bernard po raz pierwszy przespał całą noc, a następnego dnia również zachowywał się zupełnie inaczej niż zwykle. "Wydawało się, że widzi wszystko po raz pierwszy w życiu. Był spokojny, zainteresowany i ciekawy".

"W rezultacie chłopiec chłonął wszystko, co mu umknęło przez całe życie, jak gąbka" – opisuje matka. Ale kilka dni później Bernard znów popadł w swój "autystyczny" stan. Wanda Prątnicka ustaliła, że przyczyną jego dolegliwości był jego własny pradziadek, który w wyniku nieszczęśliwego upadku stracił pamięć i nie odzyskał jej aż do śmierci. Gdy tylko udawało się jej odprowadzić pradziadka w zaświaty, chłopiec zachowywał się normalnie; gdy wracał, Bernard znów stawał się autystyczny. Zmagania te trwały kilka miesięcy.

Po pewnym czasie sam Bernard zaczął dawać swojej mamie znaki, gdy podchodził do niego jego pradziadek. Wanda poradziła matce, by porozmawiała z pradziadkiem i pokazała jej, jak to robić. Każdego wieczoru, gdy Bernard zasypiał, pytała dziadka, dlaczego nie chce przejść na tamten świat i przysparza cierpień swojemu synowi. Najpierw nie otrzymywała żadnej odpowiedzi, potem słyszała same przekleństwa, aż pewnego wieczoru nadeszła odpowiedź: "Nie robię krzywdy Bernardowi, ty głupia krowo, my się tylko razem bawimy". Upierał się, że nic dziecku nie robi, a ponieważ obaj nie chcieli, by ktoś im przeszkadzał, chłopiec nie mówił. Rozmowy te trwały przez kilka tygodni. Wanda Prątnicka regularnie odprowadzała pradziadka, a przerwy między jego powrotami stawały się coraz dłuższe. Kiedy chłopiec poszedł do przedszkola, pradziadek postanowił przejść do Światła. Bernard uczęszcza już do trzeciej klasy i w niczym nie różni się od swoich rówieśników.

Od tego czasu Wanda Prątnicka oczyściła wiele osób dotkniętych autyzmem na całym świecie. "Rodzice dziecka z Kanady, którym pomagałam, poinformowali mnie, że pewien naukowiec wybrał przypadek ich dziecka do pracy doktorskiej i określił go jako autyzm regresywny". Rodzice nie mieli na tyle odwagi, by opowiedzieć mu, że to było nawiedzenie i pomogły egzorcyzmy, a nie, jak wierzył, leki i medycyna." We wszystkich tych przypadkach lekarze nie potrafili wyjaśnić, dlaczego jedno dziecko zdrowiało, a inne nie. Wanda Prątnicka dostrzega jeszcze jeden powód braku sukcesu – często spotyka się z sytuacją, w której rodzice nie chcą, by ich dziecko stało się normalne, ponieważ przyzwyczaili się do swojej roli lub nie chcą zrezygnować z opieki nad niepełnosprawnym  z przyczyn finansowych. Dlatego rodzice powinni pamiętać, że również dzieci mogą zostać dotknięte przez duchy zmarłych osób. Jeśli dziecko przejawia niespodziewanie silne zmiany charakteru – stałe lub występujące w odstępach czasu – istnieje prawdopodobieństwo nawiedzenia. Wanda Prątnicka ma na ten temat wiele do powiedzenia. Ilekroć udało jej się uwolnić od ducha takiego małego urwisa, w chwili oczyszczenia stawał się on zupełnie nowym człowiekiem. Wanda Prątnicka zauważyła podobny fenomen w przypadku gangów ulicznych i chuliganów. Oni także znajdują się zazwyczaj pod wpływem złych duchów.

 

Wywoływanie duchów

 

W ostatnich dziesięcioleciach wielu ludzi zaczęło wywoływać duchy z nudów i "dla zabawy" w wolnym czasie. "Ci ludzie nie zdają sobie sprawy, że bawią się zapałkami w stodole pełnej siana" – ostrzega polska egzorcystka. "Znam z własnej praktyki przypadki, kiedy wszyscy uczestnicy seansu spirytystycznego mdleli po przywołaniu ducha, tak bardzo byli naelektryzowani, jakby uderzył w nich piorun". W jednej jednostce wojskowej, połowa plutonu trafiła do szpitala wojskowego, a niektórzy żołnierze później nawet do szpitala psychiatrycznego, gdzie byli leczeni jeszcze pięć kolejnych lat. "W przeszłości wiedza o świecie astralnym była przekazywana z pokolenia na pokolenie tylko wybranym uczniom. Uczono ich, jak przywoływać duchy, ale także, co najważniejsze, jak odprowadzać je w zaświaty. Przywoływanie duchów jest bardzo proste, są one wszędzie i chętnie przyjdą, jeśli je wezwiemy. A jeśli duch, którego wzywamy, nie przyjdzie, na jego miejsce znajdzie się stu innych chętnych. Natomiast przeprowadzenie ducha w zaświaty jest sztuką wymagającą ogromnej wiedzy” – wyjaśnia Prątnicka. "Jeśli ktoś bawi się kosztem duchów, to i one mogą dla zabawy zadać cierpienie danej osobie", bowiem szanować trzeba również duchy. Owo "cierpienie" to "bynajmniej nie mała lekcja, ale poważne konsekwencje, które mogą trwać do końca życia".

Dzieci i nastolatki w szczególności lubią "bawić się" w wywoływanie duchów, aby wprowadzić trochę dreszczyku emocji w ich raczej nudne codzienne życie, o czym ich rodzice nie mają najmniejszego pojęcia. W jednym przypadku kilku chłopców spotykało się w szkolnej toalecie na przerwie i po lekcji historii przywoływało ducha Hitlera. Albo zmarłego chemika, który miał im pomóc w nadchodzącym zadaniu klasowym. Potem, w domu, kontynuowali to w tajemnicy, aż pojawiły się poważne problemy z nauką, zdrowiem, koncentracją, a nawet zachowaniem.

Jeśli wcześniej żywe dziecko nagle staje się apatyczne i niczym się nie interesuje, powodem może być opętanie wywołane przez wywoływanie duchów. "Czasami taka zabawa kończy się w szpitalu, a nawet w zakładzie psychiatrycznym. Konsekwencje zależą od tego, jaki duch zawładnął dzieckiem. Jeśli nawiedził je duch narkomana, nagle zaczyna interesować się narkotykami". Wtedy uzależnienie może zostać usunięte tylko wtedy, gdy dziecko zostanie uwolnione od nawiedzającego ducha. Oznaką opętania jest również to, że dziecko nagle zaczyna przeklinać i kraść, prowokuje bójki, pije alkohol, a w skrajnych przypadkach rzuca się na rodziców z nożem, czego osobiście doświadczyła Wanda Prątnicka. "Każda nagła zmiana może być oznaką, że duchy nawiedziły nasze dziecko. To samo dotyczy osób dorosłych".

Na spotkaniu uzdrowicieli Polka została zapytana przez chudego 15-letniego chłopca, czy mogłaby pomóc jemu i jego dziewczynie. Oboje wyglądali "bardziej na martwych niż żywych". Nocami krążyli po cmentarzach i opowiadali o odprawianych tam orgiach. Ta dwójka, wraz z grupą około dwudziestu młodych ludzi, zaczęła wywoływać duchy na cmentarzach. Cmentarze najczęściej pełne są przebywających tam duchów zmarłych. Po trzecim seansie niektórzy z nastolatków zauważyli, że nie są już sobą. Pod przymusem zaczęli robić rzeczy, których wcale robić nie chcieli. Były to dzieci z tzw. dobrych domów, gdzie wszystko przebiegało w sposób poukładany.

Cała sprawa szybko wymknęła się spod kontroli. Cmentarze są bowiem nawiedzone przez wiele duchów, które wierzyły, że będą tam spokojnie spoczywać aż do dnia Sądu Ostatecznego. Dlatego też po własnym pogrzebie pozostały na cmentarzu. Stopniowo jednak uświadamiały sobie, jak strasznie się pomyliły. Duchy stawały się bardzo gniewne, czuły się przywiązane do cmentarza i nie wiedziały, jak opuścić ziemski plan. "Wielu popada wtedy w nieopisaną rozpacz i wściekłość" – opowiada Wanda Prątnicka. Duchy wykorzystywały ciała tych młodych ludzi, opętywały je i zmuszały do bezczeszczenia nagrobków i krzyży na cmentarzu.

Może trudno sobie wyobrazić, jak ktoś mógłby to czynić znajdując się w stanie ponadfizycznym, jednak zdarza się to nierzadko. Ci młodzi ludzie, którzy byli jeszcze w połowie dziećmi, byli teraz dosłownie prześladowani przez hordy bezcielesnych istot.

Dlatego chłopak w pierwszych słowach błagał Wandę Prątnicką: "Musi Pani nam pomóc bardzo szybko, zanim oni się zorientują". Dzieci bezwiednie przekształciły się w satanistów, którzy bezcześcili cmentarze – a przecież były tylko bezbronnymi ofiarami w szponach swoich upiornych oprawców. Dlatego – ręce precz od wszelkiego rodzaju wywoływania duchów, nawet jeśli chodzi tylko o odnalezienie ukrytych pieniędzy zmarłego dziadka!

Z wyższych sfer polskiego społeczeństwa pochodzi następna niewiarygodna wręcz historia, w której grono wykształconych i bardzo zamożnych ludzi oddawało się z nudów "zabawie" w wywoływanie duchów. Po kilku seansach, żony bogatych mężczyzn popadły w istne uzależnienie od seansów spirytystycznych. Pewnego dnia jedna z nich zapytała rzekomego ducha swojej prababki o przyszłość swojej rodziny. To, co usłyszała, wprawiło wszystkich obecnych w stan przerażenia.

Kobieta pośpiesznie wybiegła z pokoju i pojechała samochodem na drugi koniec Polski skąd przywiozła z prywatnej szkoły swojego syna, który tam właśnie kończył naukę.  Następnie wsiadła z nim z powrotem do samochodu i przejechała kolejne kilkaset kilometrów przez całą Polskę do domu Wandy Prątnickiej. O czwartej nad ranem u egzorcystki zadzwonił dzwonek do drzwi. Na zewnątrz stały trzy postacie, wyglądające jakby zamarzły na śmierć, krzyczące, że stawką jest życie ich dziecka, że egzorcystka musi ich wpuścić za wszelką cenę. Pomimo zimowej nocy, ich ubrania były całkowicie przemoczone, ponieważ ciągle polewali się zimną wodą, aby nie zasnąć podczas długiej jazdy. Po tym jak egzorcystka położyła całkowicie wyczerpanego chłopca do łóżka, a rodzice zdali sobie z tego sprawę, wpadli w szał – przecież rzekomy duch prababci powiedział wnuczce, że jej dziecko będzie żyło tylko tak długo, jak długo będzie mogło wytrzymać bez snu! A teraz Wanda Prątnicka właśnie go położyła spać! Egzorcystka nie pozwoliła, by ogarnęła ich panika. I oczywiście, po kilku godzinach głębokiego snu, chłopiec obudził się cały i zdrowy.

Jego rodzice nie tylko uwierzyli w kiepski żart ducha, ale dali się też nabrać na coś innego – na pytanie o przyszłość rodziny, "prababka" głosem nie znoszącym sprzeciwu zażądała, aby niezwłocznie zburzyć rodzinną manufakturę do fundamentów. Tylko w taki sposób można było złamać zaklęcie straszliwej rodzinnej klątwy, która właśnie się wypełniała. Teraz, gdy syn najwyraźniej nie umarł zgodnie z przepowiednią, kobieta zapytała: "To może i firmę da się uratować?". Już wcześniej bowiem bez wiedzy męża kobieta nakazała rozbiórkę budynku. Jak ktoś, kto dotąd stąpał obiema stopami mocno po ziemi, mógł zostać tak zwiedziony, by niemal doprowadzić firmę, którą budował przez lata, do ruiny z powodu przekazu z innego świata?

Wanda Prątnicka: "Dotychczas odnosili sukcesy, ponieważ wierzyli w siebie, ufali swojej intuicji i działali zgodnie z nią. Poprzez uczestnictwo w seansach spirytystycznych ich wewnętrzny kompas całkowicie utracił zdolność ich prowadzenia. Ufając duchom, oddawali w ich ręce własny los. Nie widzieli powodu, by cokolwiek kwestionować."

Niestety, wielu uczestników takich seansów z wielką czcią akceptuje wszelkie bzdury, które przekazują im duchy. "Gdy duch spotyka się z taką naiwnością, może dla zabawy udawać dowolnego przodka i dobrze się bawić kosztem uczestników seansu, tak jak oni dobrze się bawią kosztem spokoju duchów. To, że duch odpowiada na nasze pytania" – opowiada Wanda Prątnicka – "nic nie znaczy. Jest to dla ducha bardzo łatwe, ponieważ widzi nasze myśli i wie mniej więcej, co chcemy usłyszeć, jaka odpowiedź najbardziej nas usatysfakcjonuje, lub najbardziej przestaraszy. Duchy nie znają odpowiedzi na głębokie pytania. Zna je tylko Bóg. Jeśli Go nie zapytamy, nigdy nie poznamy prawdy."

Wanda Prątnicka odkryła, że duch, który tak dokuczył tym ludziom, opętał tę panią kilka tygodni wcześniej i regularnie ją nawiedzał. Dowiedział się, czego najbardziej się boi, a następnie manipulował nią, przedstawiając jej największe lęki, jako wizję przyszłości. Później chwalił się, że dawno się tak dobrze nie bawił. Wanda Prątnicka zwraca uwagę, że żaden duch, niezależnie od tego, za kogo się podaje, nie może dać nam wyższego spojrzenia na życie czy przyszłość. Człowiek jest bowiem twórcą swojego losu. Duchy mogą straszyć nas naszymi własnymi najgorszymi wyobrażeniami, co może doprowadzić do ich urzeczywistnienia, ponieważ nasze uczucia i myśli mają moc twórczą.

 

Zabłąkane myśli powodują choroby

 

Jak bardzo tworzymy nasz świat za pomocą własnych myśli, pokazuje przykład pewnej matki, która lubiła chodzić na spacer po cmentarzu z trójką swoich wspaniałych, doskonale zdrowych dzieci. Były tam trzy małe groby, a im częściej kobieta mijała je ze swoją gromadką, tym gorzej się czuła – jak mogła mieć takie zdrowe dzieci, skoro tyle innych cierpiało i umierało o wiele za wcześnie? Pewnego dnia, kiedy przechodzili przez cmentarz dziecięcy, powiedziała dzieciom, jakie mają szczęście, że żyją i są zdrowe. Już następnego dnia jedno z jej dzieci dostało mdłości na cmentarzu, zemdlało i musiało zostać zabrane na pogotowie.

Po powrocie do domu środkowe dziecko zaczęło cierpieć na nieznaną chorobę; tylko najstarsze, chłopiec, wyglądał jeszcze na zdrowego. Matka prawie padała ze zmęczenia, tak wyczerpująca była opieka nad dwójką dzieci. Mimo to, wydawała się odczuwać ulgę. W końcu nie miała już wyrzutów sumienia, że jej dzieci są zdrowe.

I mogła wreszcie poczuć się tak samo nieszczęśliwa i cierpiąca jak matki, które musiały pochować swoje dzieci. Wanda Prątnicka widziała, że choroby dzieci wynikały z nawiedzenia przez wiele duchów, które znajdowały się na cmentarzu. Kiedy oczyściła maluchy, ich zdrowie znów się poprawiało. Ale po kilku godzinach duchy wracały, a wraz z nimi stan poprzedni. Przychodziły, ponieważ matka przenosiła swoje skrajne poczucie winy na dzieci.

Najstarszy syn zrozumiał natomiast, co się dzieje: "Jak mama powiedziała, żebyśmy żałowali, że jesteśmy zdrowi, to ja pomyślałem: nie zrobię tego, bo umrę. Nie chciałem umierać. Ale mój brat i siostra byli posłuszni matce i teraz są bardzo chorzy."

Matka uparcie trwała przy swoich przekonaniach, nawet gdy Wanda Prątnicka zwracała jej uwagę na to, co wyrządza swoim dzieciom i że teraz musi wpływać na nie zdrowymi, pozytywnymi myślami, by odpędzać duchy. Matka chciała doświadczać cierpienia, choroby i ubóstwa, w religijnie urojonym, błędnym przekonaniu, że w heroicznym "niesieniu tego krzyża" jest jakieś błogosławieństwo. Od tego czasu minęło już kilka lat. "Dzieci nadal wegetują, nie wstają z łóżka, nie odzywają się. Matka opiekuje się nimi sama, ponieważ jej mąż zabrał zdrowego syna i wyjechał w inną część Polski, aby uchronić go przed tym samym losem. Czy nie jest niewiarygodne, jakie cechy może przybrać egoizm?"

Wszystkim, co robimy, mówimy, myślimy, czujemy i pragniemy, tworzymy naszą przyszłość. Dotyczy to zarówno jednostki, jak i całego narodu. Zatem w tym czasie masowego niepokoju Covid-19, nie dajmy się porwać temu potworowi! Sprzeciwiajmy się temu z niezłomnym optymizmem, utrzymując, że Jedność nawet jednego człowieka z Bogiem jest silniejsza od wszystkiego innego i że wizja Boga dla ludzkości to nowy Złoty Wiek Wiary, gdzie człowiek znów będzie żył i pracował w harmonii z naturą i w taki sposób wzniesie się do swojej wrodzonej boskości. Albowiem nasza przyszłość pozwoli nam pewnego dnia stać się bogami. Siła myśli i uczuć jest większa niż nam się wydaje. Korzystajmy z nich i postępujmy w zgodzie z nimi!

 

Jak pozbyć się duchów, które wezwałem?

 

Najlepszym sposobem na ochronę przed duchami jest nie dawanie im żadnej okazji do wkraczania w naszą aurę. Do tego zalicza się – brak uzależnienia od papierosów, marihuany, pornografii, alkoholu, nie mówiąc już o twardych narkotykach. Ponadto zabezpieczasz się, nie oglądając horrorów i innych filmów, które bardzo cię przerażają. Ponieważ nasz strach jest drzwiami prowadzącymi do negatywnych sił i bytów.

Przede wszystkim jednak musi w nas istnieć silna wola, by chcieć uwolnić się od złych energii czy bytów, połączona z wiedzą, że dzięki naszej boskiej obecności JAM JEST zawsze jesteśmy silniejsi, niż te istoty pochodzące z krainy cienia. Czasami pomaga mówienie z miłością do duszy zmarłej osoby i tłumaczenie jej, że się zagubiła i że będzie miała o wiele piękniejszą egzystencję w Świetle powyżej tych niskich, negatywnych sfer; że poczucie winy i wstyd są emocjami, które są szkodliwe, ponieważ wiążą człowieka z płaszczyzną strachu i upadku. Zarówno bowiem "nawiedzający", jak i "nawiedzony" mają w każdej chwili moc, by zostawić za sobą sytuację kryzysową i wybrać egzystencję wypełnioną miłością, siłą i mądrością.

Jeżeli ktoś czuje się na siłach, by uwalniać innych ludzi od destrukcyjnych duchów, powinien koniecznie zastosować się do rady Wandy Prątnickiej, by nigdy nie dokonywać odprowadzania duchów w obecności osoby opętanej. W przeciwnym razie bardzo łatwo może się zdarzyć, że duch, który został uwolniony od nawiedzonego przejdzie na "egzorcystę".

 

Oryginalny artykuł w j. niemieckim tutaj