Trybuna Śląska, wrzesień 2003
Materiał tutaj zawarty to treść czterech obszernych reportaży umieszczonych w dziale "Magazyn", które ukazały się w dniach - 18 lipca 2003, 25 lipca 2003, 1 sierpnia 2003 i 8 sierpnia 2003.
Wypowiedzi Pani Wandy poprzedzają pytania Pani Redaktor.
1. Przeczytałam Pani książkę pt. "Opętani przez duchy". Rozumiem, że do jej napisania skłoniła Panią chęć pomocy ludziom, którzy nie wiedzą dlaczego spotkało ich w życiu nieszczęście. Opisuje Pani setki takich przypadków. Ale czy - Pani zdaniem - wszystkie nieszczęścia spowodowane są przez duchy? Czy nie możemy być tak po prostu nieszczęśliwi, smutni, lub chorzy - bez udziału "tamtego świata"?
Wydawałoby się, że zadała mi pani proste, krótkie pytanie, ale odpowiedź na nie jest tak długa, jak następna książka, którą w tej chwili piszę. Powiem tak - za nasze nieszczęścia odpowiedzialne są zarówno duchy, jak i my sami, ale o tym za chwilę. Ma pani rację - możemy być nieszczęśliwi, smutni, chorzy - tylko po co? Czy nie byłoby lepiej, zamiast być smutną, nieszczęśliwą, a nawet chorą trochę sobie odpocząć, a gdy i na to nie mamy czasu, to chociażby w przelocie zastanowić się, jaką informację nasze ciało chce nam poprzez naszą chorobę, czy pojawiające się emocje przekazać? Gdybyśmy w ten sposób postępowali zawsze, to moglibyśmy nigdy nie cierpieć, a tym bardziej chorować. Oczywiście możemy każde nieszczęście, czy każdą chorobę uznać za dopust boży, za zło konieczne, za coś, co nam się po prostu przydarza i na co zupełnie nie mamy wpływu. Możemy je jednak postrzegać za wielki dar boży, który jest nam dany tylko po to, abyśmy mogli zauważyć, że w naszym życiu coś jest nie tak, jak być powinno. Wtedy mamy bowiem wybór, czy nadal być ofiarą otaczającego nas świata i jako nieszczęśliwa ofiara pogodzić się ze swoim losem nic z tym nie robiąc, czy wziąć życie w swoje ręce i być szczęśliwym, spełnionym. Trzeba tylko odrobinę odwagi, by wyłamać ze stereotypów, w którym żyje całe nasze otoczenie. Najtrudniej pierwszy raz podjąć tę decyzję - potem już cały wszechświat jest skory, by nam w tym pomagać. A teraz powróćmy do pytania dotyczącego wpływu duchów na nasze życie. Gdy jest nam źle, jesteśmy smutni, nieszczęśliwi, chorzy, to do naszego stanu emocjonalnego np. smutku "podczepiają" się duchy, które cierpią z dokładnie tego samego powodu. Mówimy tu o smutku, ale tak samo jest z każdą inną negatywną emocją - złością, żalem, nienawiścią itd. Gdyby ten smutek był tylko nasz, to mielibyśmy szansę się z niego wyrwać, np. w chwili, gdy znów zaświeci słońce. Gdy pod ten smutek podczepią się jednak duchy, a my nie mamy o tym zielonego pojęcia, to brniemy w niego coraz głębiej, nic z nim nie robiąc. Z czasem tak się do niego przyzwyczajamy, że nasze szanse, aby zorientować się, co się z nami dzieje są coraz mniejsze, co w efekcie doprowadza do depresji. Taki stan będzie trwał tak długo, dopóki czegoś z tym nie zrobimy. Oczywiście możemy brać leki psychotropowe do końca życia, ale równie dobrze możemy zwrócić się do egzorcysty, aby pozbyć się duchów.
2. W jaki sposób współistnieje świat ludzi i świat duchów?
Kiedy mówimy o świecie duchów, to musimy zrobić rozróżnienie na świat, do którego duchy odchodzą po swojej fizycznej śmierci w kierunku Światła, oraz na ten, w którym znajdują się duchy, które z różnych pobudek (bardziej lub mniej świadomych) nie zdecydowały się na odejście na drugą stronę, za kurtynę śmierci, do Światła. Świat duchów, które odeszły oraz nasz świat fizyczny, to są dwie różne rzeczywistości, zupełnie od siebie niezależne, nie przeszkadzające sobie nawzajem. Natomiast świat duchów, które zostały po tej stronie kurtyny śmierci jest polem, które na każdym kroku przenika naszą fizyczną rzeczywistość. Nie mielibyśmy żadnych problemów związanych z duchami, gdyby te dwa światy się ze sobą nie spotykały. Jednak - to czy mieszkańcy świata duchów będą nam przeszkadzać, czy nie zależy tylko i wyłącznie od nas samych. Odpowiedź na pytanie dlaczego tak się dzieje po części dałam już w powyższych rozważaniach, a obszernie opisałam w swojej książce. Teraz mogę jedynie dodać, że bardzo źle zaczyna się dziać w naszym w naszym życiu, jeżeli pozwolimy na to, aby duchy w nim zagościły.
3. Pisze Pani o tym, że przychodząc na świat mamy do zaliczenia określoną "lekcję". Tych "lekcji" może być wiele, a więc wiele może być również naszych kolejnych wcieleń? Czy są ludzie, którzy pamiętają swoje poprzednie wcielenia? Czy można "wywołać" te wspomnienia? Co pani sądzi o teorii reinkarnacji? Co pozostaje w nas - tu i teraz - z naszych poprzednich "pobytów" na Ziemi?
Jest wielu ludzi, którzy pamiętają swoje poprzednie wcielenia, zwłaszcza te z traumatycznymi przeżyciami, ale niewielu zdaje sobie z tego sprawę. Można oczywiście przywołać pamięć tamtych wspomnień, trzeba tylko wiedzieć, po co chce się to zrobić. Jeżeli chcemy powrócić do naszego poprzedniego wcielenia, ażeby coś w nim uleczyć, to ma to sens. Jednak gdy chcemy to zrobić z czystej ciekawości, to już z tym gorzej. Ostrzegam potencjalnych kandydatów, gdyż osoba taka nie tylko mocno się rozczaruje, ale może sobie jeszcze napytać biedy. Rozczaruje, bo prawie każdy z takich ciekawskich pragnie zobaczyć siebie w roli kogoś znaczącego, bogatego, mądrego, a najczęściej ogląda siebie w zwyczajnym, przeciętnym życiu, a na dodatek jeszcze biednego i głupiego. Dlaczego tak się dzieje? Bo każde nasze przyjście na świat jest naszą nową lekcją (lekcjami) do przerobienia. Tych tematów do przerobienia jest bardzo dużo i każdy z nas był już tutaj na Ziemi bardzo wiele razy, jako kobieta oraz jako mężczyzna. Każdy z nas musiał zobaczyć na własnej skórze, jak to jest być bogatym, a jak biednym, jak mądrym, a jak głupim, jak pięknym, a jak brzydkim itd. Prawie każdy z nas był już i złodziejem i okradanym, mordercą i mordowanym, gwałcicielem i gwałconym. Ponadto wszystkie osoby, z którymi jesteśmy teraz tutaj na ziemi, z którymi jesteśmy bardziej lub mniej związani, byli z nami wcześniej w bardzo wielu wcieleniach, tyle tylko, że odgrywaliśmy zupełnie różne role. Np. nasz obecny tata mógł być w każdym innym wcieleniu kolejno: naszą mamą, córką, bratem, mężem, kochankiem itp. Zaglądając z ciekawości w swoje poprzednie wcielenia możemy nagle zobaczyć siebie w roli mordercy np. naszego ukochanego dziecka z obecnego wcielenia. Znam wielu ludzi, którzy nie umieją dojść do siebie po tym, jak zobaczyli coś, co wyrządzili komuś, albo ktoś inny wyrządził im. Np. młoda dziewczyna podczas seansu zobaczyła, że jej ukochany ojciec w poprzednim wcieleniu był łotrem, który ją bił i gwałcił. Gdy do mnie trafiła była nie tylko przerażona i zdruzgotana, ale również straciła zaufanie do sensu życia w ogóle. Dopiero gdy przeszliśmy jeszcze inne z jej wcieleń, w których to ona wyrządziła jakieś okropności ojcu, zaczęła coś rozumieć z tego, co się wtedy wydarzyło. Jednak już nigdy nie udało jej się odbudować zaufania do swojego ojca. Co pozostaje w nas z wcześniejszych pobytów na Ziemi? Uważam że wszystko to, co przerobiliśmy w poprzednich wcieleniach jest naszym doświadczeniem, naszą mądrością życiową, a to co zostało nam jeszcze do przerobienia to nasze trudności, wyzwania. Jak sobie z tymi wyzwaniami radzimy daje nam obraz tego, jak daleko już w tej drodze jesteśmy zaawansowani.
4. Przyznam, że dużym szokiem było dla mnie stwierdzenie, że człowiek po śmierci nie zdaje sobie sprawy z tego, że umarł. Jak więc może zdecydować o przejściu "na drugą stronę" i podążaniu w kierunku światła? A jeśli pozostaje ze świadomością, że nadal "żyje", to musi bardzo cierpieć nie mogąc porozumieć się z najbliższymi. Jak więc bliscy mogą pomóc w przejściu "na drugą stronę"?
Człowiek po swojej śmierci dlatego nie zdaje sobie sprawy, że umarł, bo dla niego nic a nic się nie zmienia. Skoro nadal widzi swoje ciało, słyszy, czuje dokładnie tak samo, jak za życia, to co ma mu powiedzieć, że już nie żyje? Jaka wskazówka miałaby mu pokazać, że powinien podążać w kierunku Światła, aby przejść "na drugą stronę"? Dzieje się tak nie tylko przy nagłej śmierci, gdy jest ona dla ducha zaskoczeniem, ale również w każdym innym przypadku, gdy ducha spotyka coś innego, niż się spodziewał. Załóżmy np., że jakiś człowiek sądził, że jego życie kończy się w grobie. Sądząc, że nadal żyje prowadzi takie samo życie, jak dotychczas. Wraca po pracy do swojego domu i nadal w nim mieszka, chodzi na zakupy, do przyjaciół, do klubu itd. Próbuje się porozumiewać ze swoimi najbliższymi, najczęściej bezskutecznie. Co wtedy zrobi zależało będzie dokładnie od tego, jak postąpiłby za swego życia. Jeden będzie się zastanawiał, czym zawinił, że nikt się nie chce do niego odzywać, będzie nadskakiwał, przepraszał, drugi będzie się denerwował i stanie się agresywny. Może wtedy domowników doprowadzać do wzajemnej agresji, bójek lub samookaleczeń. Awantury stają się w takim przypadku w rodzinie chlebem powszednim. Inny stanie się zaczepny starając się za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę. Jednemu wystarczy, że będzie nawiedzał tylko dom, miejsce pracy czy znajomych, a inny stwierdzi, że do dalszego funkcjonowania potrzebuje ciała, będzie zatem starał się je komuś po prostu ukraść. Czy mu się to uda zależy od tego w jakim stanie emocjonalnym znajdować się będzie człowiek, którego duch postrzega jako potencjalną ofiarę. Tutaj odsyłam do pierwszego pytania, w którym odpowiedziałam, dlaczego nie powinniśmy sobie pozwalać na bycie smutnym, nieszczęśliwym, chorym, wściekłym, zazdrosnym, pijanym itd. Pomóc duchowi, który nie wie, że już umarł można tylko w jeden sposób - poprzez ciągłe tłumaczenie mu, że już nie żyje.
5. Zakładam, że ktoś kto nas kocha nie chce nam zrobić krzywdy, nawet wtedy, gdy już nie żyje. Przecież nie przestał nas kochać, skoro "pozostał" również ze wszystkimi swoimi uczuciami, nałogami, pragnieniami itp. Dlaczego więc nawiedzają nas także duchy bliskich?
Duchy naszych bliskich często zostają, gdyż nasza wzajemna "miłość" (tak naprawdę ma to więcej z lękiem wspólnego, niż z miłością) skuwa ich i nas jak łańcuchami. My ze względu na naszą wielką rozpacz nie puszczamy tej "ukochanej" duszy, albo ona widząc naszą rozpacz nie ma siły nas opuścić odkładając to na przyszłość. Czas ucieka, a duchowi coraz bardziej brakuje energii do życia. Aby przeżyć musi zacząć czerpać energię od ludzi, którzy znajdują się w pobliżu. Najczęściej są to jego najbliżsi. Ta więź człowieka z duchem staje się coraz silniejsza i zdarza się, że duch wnika w ciało człowieka. Po jakimś czasie pozostaje już tylko walka o ciało człowieka i o jego energię. W większości przypadków duch coraz słabiej pamięta czyje jest ciało, które nawiedził i coraz częściej bierze je za swoje. Uważa nawet, że to człowiek jest intruzem, który go opętał i zaczyna z nim walczyć. Zapomina o pokrewieństwie, bo ono liczy się tylko tu, na ziemskim poziomie. Dlatego trzeba pamiętać, że kiedy umiera nam ktoś bliski, to musimy pozwolić mu odejść w czasie dla niego przeznaczonym, mimo że nasze serce cierpi z rozpaczy. Jeżeli na to nie pozwolimy, to zniszczymy i jego życie i nasze.
6. Czy każde nawiedzenie przynosi zło? Jeśli tak, to dlaczego?
Każde nawiedzenie przynosi zło, a jego skala zależy od tego, jakie jest ono silne. Gdy duch czerpie tylko energię, to nawiedzony człowiek czuje się ciągle zmęczony, poirytowany. Kiedy duch wniknie w ciało, to objawy mogą być bardzo różne. Od ledwie zauważalnych dla otoczenia, po różnego rodzaju zaburzenia i choroby fizyczne, aż do ciężkich chorób psychicznych włącznie. Jakże często tym nawiedzającym duchem jest własna matka, ojciec, ukochany dziadziuś, czy babcia. Nie jest to spowodowane złą wolą ducha, tylko walką o przetrwanie, której podłożem jest błędne rozumowanie ducha.
7. Pisze Pani, że jeśli człowiek po śmierci przegapi moment pójścia w stronę światła, to pozostaje na Ziemi. A w jednym z rozdziałów (na str. 168) pisze Pani: "Pradziadek w międzyczasie zdecydował się przejść do Światła". To kto o tym "decyduje"? Sam duch? Czy bez pomocy egzorcysty jest w stanie podjąć taką decyzję?
Duch pozostaje na ziemi do momentu, w którym uświadomi sobie, że już nie żyje i zdecyduje, że chce odejść. Jednak decyzję odnośnie tego, co zrobić - czy zostać, czy odejść na drugą stronę zawsze podejmuje sam duch. Duch ma wolną wolę i nikt nie ma prawa za niego decydować. Oczywiście jest wielu egzorcystów, którzy nie przejmują się duchem, tylko wypędzają go wbrew jego woli. Jest to jednak zawsze bardzo krótkotrwały sukces, gdyż najczęściej wypędzony duch od razu wraca do człowieka, z którego został wyrzucony, a co najwyżej wniknie do niego dopiero po chwili. Gdy mu się to nie uda, to znajdzie sobie następnego człowieka, który akurat będzie w pobliżu.
8. Czym są egzorcyzmy?
Jeżeli będziemy rozpatrywali egzorcyzmy tylko z punktu widzenia nawiedzonego człowieka, to mamy do czynienia z wypędzaniem ducha z człowieka. Jak już stwierdziłam powyżej w większości przypadków właśnie w taki sposób się one odbywają. Ja jednak podchodzę do tego w zupełnie inny sposób, gdyż nie wypędzam, a uwalniam ludzi od duchów. W jaki sposób? Przede wszystkim uświadamiam duchowi, że już nie żyje i tłumaczę dlaczego powinien odejść. Często taka terapia wystarcza i wtedy pomagam duchowi przejść na drugą stronę. Jednak ze zgodą na odejście jest bardzo różnie. Jeden duch nie chce odejść, gdyż nie czuje się wystarczająco godzien, drugi boi się kary, trzeciego trzyma na ziemi przywiązanie np. do seksu, a jeszcze innego nie chce puścić rodzina. Często potrzeba wiele sesji, ażeby pomóc duchowi w podjęciu tej jakże trudnej dla niego decyzji. Jest to taka sama terapia jaką przeprowadza się z żywym człowiekiem. Często zdarza się, że taką samą terapię jak z duchem, trzeba przeprowadzać z którymś z członków rodziny, lub co gorsza z całą rodziną. Dzieje się tak, gdy duch już jest gotów do odejścia, natomiast rodzina za żadne skarby nie chce go puścić. Jak pani widzi uwalniam ludzi od duchów, a duchy od ludzi.
9. Dlaczego nie jest Pani potrzebny bezpośredni kontakt z nawiedzonym człowiekiem, żeby uwolnić go od ducha (duchów)? Czy rozmowa telefoniczna lub list to nie za mało?
Zarówno dla mnie jako egzorcystki, jak i dla ducha, czas i przestrzeń nie istnieją. Kiedy chcę rozmawiać z duchem nawiedzonego człowieka, to bez względu na to gdzie się znajduje - w drugim pokoju, na drugiej ulicy, czy na innym kontynencie, to mam z nim taki sam kontakt, jakby siedział po drugiej stronie biurka. Ponieważ z takim samym skutkiem, albo i lepszym mogę zrobić egzorcyzmy na odległość, to zrezygnowałam z wykonywania ich przy nawiedzonym człowieku. Moimi klientami są ludzie z całego świata i dla wielu w ten sposób zaoszczędzam ogrom stresu, czasu i pieniędzy. Trzeba zrozumieć, że egzorcyzm to nie jedna wizyta, jak u dentysty choć i tak się zdarza, a najczęściej długotrwały i bardzo nieprzyjemny proces (o ile wykonywany jest w obecności klienta). Ponieważ nie mam osobistego kontaktu z nawiedzonym człowiekiem potrzebuję jego dokładnych danych, ażebym mogła go precyzyjnie zlokalizować, gdy zaczynam oczyszczanie. Te dane podawane są różną drogą - emilem, telefonicznie, listownie, faksem.
10. Ostrzega Pani przed seansami spirytystycznymi. Dlaczego? Przecież wielu, szczególnie młodych ludzi, traktuje to jak dobrą zabawę, jak swego rodzaju "dreszczyk emocji".
Ostrzegam przed seansami spirytystycznymi. Bardzo wiele moich klientów jest ofiarami właśnie takiej "zabawy". Często bywa nawet, że nie dostarczyła pożądanego dreszczyku emocji, bo duch się nawet nie pokazał, ale niedługo potem coś złego zaczyna się dziać w naszym ciele lub życiu. O ile "zwykłe" duchy prędzej, czy później odchodzą, to te zaproszone podczas seansu, nie tylko nie chcą odejść, ale zadręczają swoją ofiarę w bardzo perfidny sposób. Najczęściej kierują nimi najniższe pobudki, bo duch dręczy swoją ofiarę na zasadzie - skoro ty chciałeś się zabawić moim kosztem, to teraz ja zabawię się twoim. Ponieważ ja już nie żyję, to teraz i ty umieraj, doprowadzając do samobójstwa czy zabójstwa, lub - skoro i tak jestem już potępiony, to spowoduję, że i ciebie potępią i namawiają do przestępstwa, kradzieży, gwałtu.
11. Proszę o przeanalizowanie takiej sytuacji: moja znajoma - jeszcze podczas studiów - lubiła "bawić się" w wywoływanie duchów. Kiedyś, kiedy jej brat z żoną pojechali na wakacje, dziewczyny wywoływały duchy w ich mieszkaniu. Podobno duch "przyszedł", ale nie chciał odejść. Nie mogły go "odwołać" więc "zostawiły go" w mieszkaniu brata znajomej. On do dzisiaj o tym nie wie, zdążył zmienić mieszkanie, powodzi mu się świetnie... Jak opowiada znajoma, mają tylko jeden problem - on i jego córka chorują na dziwną postać egzemy. To choroba, której nie było w całej ich rodzinie. Czy "pozostawiony" duch może być przyczyną tej choroby?
Właśnie bardzo często zdarza się tak, że ktoś inny wywołuje duchy, a zupełnie ktoś inny zostaje nawiedzony. Dzieje się tak wtedy, gdy do mieszkania pełnego przywołanych duchów wejdzie osoba zupełnie tego faktu nieświadoma, a więc bezbronna. Efekt tego może być bardzo różny. Ten opisany przez panią należy do dość łagodnych, niestety bywają dużo groźniejsze w skutkach. Czy ta choroba jest rzeczywiście przyczyną nawiedzenia nie śmiem wyrokować. Najpierw musiałabym to sprawdzić, a do tego potrzebne mi są dokładne dane tych osób.
12. Jak to się dzieje, że nawiedzeni ludzie zapadają na te choroby, na które chorował duch, który ich nawiedził?
Jeżeli człowiek umiera na skutek jakiejś choroby, to sama śmierć go od tej choroby nie uwalnia. Aby tak się stało musiałby przejść na drugą stronę kurtyny śmierci, gdzie zostałby z niej wyleczony. Gdy duch zostaje, to zostaje również jego choroba. Po jakimś czasie zaczyna mu brakować ciała i energii do dalszego funkcjonowania. Szuka dawcy najodpowiedniejszego pod każdym względem. Bardzo często okazuje się, że jest nim ktoś z najbliższej rodziny, gdyż podczas żałoby jesteśmy bardzo otwarci na tamten świat. Kiedy duch z chorobą wniknie w ciało człowieka, to po pewnym czasie w tym człowieku rozwija się ta sama, lub bardzo podobna choroba. Najlepiej fenomen ten można zaobserwować podczas oczyszczania klientów cierpiących na choroby, które są widoczne gołym okiem jak guzy, choroby skóry, Alzheimer, autyzm, epilepsja itd. Kiedy nie ma ducha, to nie ma i choroby, gdy duch powraca to wraz z nim powraca i choroba. Oczywiście gdy duch odchodzi raz na zawsze, to choroba odchodzi wraz z duchem. Tak jest ze wszystkimi chorobami spowodowanymi przez duchy. Gdy duch odchodzi, a choroba nadal istnieje, to jest to choroba samego klienta. Jednak odprowadzenie ducha od chorego człowieka jest zdjęciem z jego pleców olbrzymiego ciężaru. Teraz jest mu już dużo łatwiej pokonać problemy psychiczne, będące u podłoża jego choroby.
13. Jakie są znaki obecności ducha (duchów) w domu? Co powinno zaniepokoić? Czy możemy "wyczuć" obecność ducha?
Jeżeli nie możemy wyczuć obecności ducha, to po co się zastanawiać czy on jest? Gdy czujemy, że ktoś nas nawiedza, a niedawno odbył się pogrzeb, to wystarczy zaobserwować nasze emocje i myśli, zmiany w mieszkaniu i już będziemy wiedzieli, co dany duch chce nam przekazać. Nie należy się tego bać, bo tym duchem jest przecież bliska nam dusza. Najczęściej duch chce nam powiedzieć, że nadal żyje, że ma się dobrze i żegna nas po raz ostatni. Kiedy się tego boimy i zamykamy oczy i uszy na tego rodzaju wizyty, to każdy z duchów reaguje inaczej, ale najczęściej wkrótce odchodzi. Inaczej ma się sprawa z duchem, który nie jest świadomy tego, że już nie żyje i wraca jakby nigdy nic do domu. Nadal funkcjonuje tak jak za życia i tak samo jak za życia będzie się zachowywał. Jeden będzie zgodny, niekonfliktowy i mieszkając pod tym samym dachem nawet nie zauważymy, że jest wśród nas, chyba że będzie zbyt intensywnie czerpał naszą energię. Drugi będzie hałasował, nie pozwoli nam spać, będzie ciągle stukał w ściany, przesuwał przedmioty, zabierał, niszczył, przewracał, co wejdzie mu pod rękę. Czasami robi to złośliwie w odwecie za to, że on się do nas zwraca, a my go nie słuchamy. Są i takie zaborcze duchy, które nie pozwolą nikomu zamieszkać w swoim domu, a każdego kto przestąpi jego próg będą wyrzucały, zastraszały, a nawet próbowały zabić. Takie duchy zamieszkują domy, które od lat stoją puste lub prawie puste, bo gdy już ktoś w nich mieszka, to zazwyczaj będzie to zmęczony życiem człowiek, całkowicie zdominowany przez obecnego tam ducha.
14. A teraz dwa przykłady z mojego doświadczenia:
Moja przyjaciółka zmarła w wieku 30 lat na tętniaka mózgu. Bardzo to przeżyłam. Przez długi czas miałam wrażenie, że jest obok mnie, w moim mieszkaniu, w moich snach. Kiedy mi się śniła, tłumaczyła mi, że to nie jest prawda, że umarła. Była radosna, piękna. Wyjaśniała, że tylko gdzieś wyjechała i wróci, że spotkamy się wkrótce i wtedy uwierzę, że nie umarła. Po przebudzeniu przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, czy faktycznie byłam na jej pogrzebie? Bo sny były tak bardzo rzeczywiste, prawdziwe, sugestywne... W końcu musiałam pójść na jej grób i "porozmawiać z nią od serca". Od tego czasu Gabrysia już mi się nie śni, chociaż bywa, że ją wspominam. Czy tymi myślami i wspomnieniami mogę ją "przywołać"? Co mogłoby się stać, gdyby nie odeszła? Przypadek drugi: W krótkim czasie, w odstępie czterech miesięcy, zmarły obydwie moje babcie. Pierwsza, z którą byłam bardzo blisko związana, powiedziała mi, że nie chce, abym widziała jej śmierć. W chorobie czuwałam przy niej dzień i noc. Tylko jednego dnia musiałam pojechać na uczelnię, żeby odebrać indeks. Gdy wróciłam, zobaczyłam sąsiadkę na progu domu. Wiedziałam, że babcia nie żyje. Czy to oznacza, że człowiek może "wybrać sobie" moment swojej śmierci? Gdy zmarła druga moja babcia - Agnieszka - nie zdążyłam na część pogrzebu odbywającą się w kaplicy. Nie widziałam więc babci w otwartej trumnie. Dzień po pogrzebie siedziałam w pokoju na tapczanie i czytałam książkę. Nie pamiętam momentu, kiedy zasnęłam, wydawało mi się, że w ogóle nie zasypiałam. W pewnej chwili weszły do pokoju obydwie moje zmarłe babcie i dziadek. Usiedli na krzesłach i zaczęli opowiadać mi jak wygląda "tamten świat". Mówili, że na cmentarzu wcale nie panuje cisza, wręcz przeciwnie, jest tam bardzo "głośno". Mówili, że "oni" są wśród nas, tylko "ich" nie widzimy. W pewnym momencie babcia (ta, która nie chciała, żebym była przy jej śmierci) powiedziała: "Musimy już iść, bo w szpitalu umiera kobieta na to samo na co umarła Agnieszka (na raka odbytnicy). Bardzo cierpi, trzeba być przy niej". Nie "zniknęli", po prostu wyszli. A ja zerwałam się z tapczanu na równe nogi. Moja bratowa jest lekarzem. Zadzwoniłam do niej i opowiedziałam swój "sen". Potwierdziła, że babcia Agnieszka miała w trumnie krwawą stróżkę w kąciku ust. Zadzwoniła do szpitala. Faktycznie, w tym dniu zmarła kobieta chora na raka odbytnicy. Czy to był sen? A jeśli tak, co oznaczał? Dlaczego duchy chcą nieraz skontaktować się z nami? Dlaczego nie robią tego częściej? Przecież to byłoby takie proste - wiemy, co jest "po drugiej stronie" więc nie boimy się "przejścia". Dlaczego wciąż musimy pytać o to, co będzie po śmierci? Dlaczego Bóg skazał nas na taką niewidomą? Może jest jakaś przyczyna... Jaka?
Duchy, o których pani mówi przyszły do pani, aby dać dowód na to, że życie nie kończy się w grobie, że mimo iż fizycznie umarli mają się dobrze, a nawet lepiej niż za życia oraz aby się pożegnać. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, tak robi prawie każdy duch. Nie każdy ma tyle szczęścia, co pani dziadkowie, aby zostać zobaczonym i wysłuchanym. Wizyta dziadków była spowodowana troską o panią i miała za zadanie wzbudzić w pani nieustraszoność. Bo skoro żyjemy po naszej fizycznej śmierci, to czego można się jeszcze bać? Pani dziadkowie pożegnali się i odeszli na drugą stronę. Niestety nie zrobiła tego pani koleżanka. Nie odeszła i gdy zbliża się do pani, to od razu pani o niej myśli. Gdyby pani wtedy nie pożegnała się z nią stanowczo może teraz miałaby pani tętniaka i nie wiedziała, co z tym zrobić. Owszem, to dusza wybiera kiedy i jak umierać. Dlatego ludzie umierają często w momencie, gdy choć na chwilę spuścimy ich z oka, nawet w najnowocześniejszym szpitalu. Zdarza się tak zawsze w przypadkach, gdy zachodzi obawa, że gdy dana osoba będzie chciała umierać, to wszyscy zaczną ją ratować. Jest to potrzebne, aby dusza mogła odejść. Jak sama pani widzi Bóg wcale nas nie pokarał niewiadomą, tylko gdy próbuje nam coś powiedzieć, to zazwyczaj mało kto chce go słuchać. Nawet wtedy gdy przekazywane są nam jakieś wiadomości, to inni "mądrzejsi" wybiją nam to z głowy i powiedzą, że to najprawdopodobniej był tylko sen.
15. Czy - Pani zdaniem - Kościół katolicki przekazuje prawdę o tym i "tamtym" świecie?
Uważam, że kościół katolicki nie przekazuje prawdy o tym i tamtym świecie. Nie polega to na tym, że chce nas świadomie wprowadzić w błąd, a na tym że dogmaty opierają się na filarach, które poprzez wieki były zmieniane w zależności od potrzeb ówcześnie panujących głów, i to bynajmniej nie tylko kościoła. Szerzej napisałam o tym w swojej książce. Zresztą nie trzeba sięgać aż tak daleko. Wystarczy wrócić pamięcią o kilkadziesiąt lat wstecz, a zobaczymy, że to co wtedy było grzechem i z czego trzeba się było spowiadać teraz już nim nie jest i na odwrót. Ja w swojej pracy miałam do czynienia z duchami, które bały się odejść na drugą stronę, bo na przykład jadły mięso w piątek i trudno im było wytłumaczyć, że to nie grzech i że Bóg czeka na nie z otwartymi rękoma. Niestety nie dotyczy to tylko ludzi świeckich, wśród duchów które boją się odejść dość często są również księża.
16. Jeśli wyjaśnienie wielu nieszczęść, chorób, problemów rodzinnych jest takie proste, jak w Pani książce, to dlaczego nie jest powszechnie stosowane? Dlaczego, mimo doświadczeń wielu ludzi, prawie nikt nie wierzy w duchy?
To proste - większość ludzi to praktykujący wierni i oni wierzą w to, w co wierzy kościół, a kościół chce uważać, że każde nawiedzenie to choroba psychiczna, albo dzieło szatana. Istniejący stan rzeczy wynika z faktu, że za czasów inkwizycji ówczesny kościół zabronił wykonywania egzorcyzmów nawet księżom. Dopiero po trzystu latach powrócono do rytuału egzorcyzmowania, ale jest wielu księży, którzy uważają to za niepotrzebnie odkopany zabobon. Wobec takich faktów wiara w duchy nie może być popularna wśród ludzi. Jednak o tym jak bardzo ta wiedza jest potrzebna niech zaświadczy fakt, że w ciągu pięciu miesięcy tego roku sprzedałam dziesięć tysięcy swoich książek oraz mam dziesiątki zapytań dziennie o różne sprawy związane z opętaniem przez duchy.