103

Wywoływanie duchów


 

Na stronie tej znajdują się wycinki z książki Wandy Prątnickiej 
"Opętani przez duchy - Egzorcyzmy w XXI stuleciu" 

 

Są ludzie, którzy zajmują się wywoływaniem duchów dla rozrywki. Jest to dla nich sposób na zabicie wolnego czasu lub spędzenie wieczoru w gronie przyjaciół. Trafia do mnie wiele ofiar seansów spirytystycznych. Ci ludzie nie zdają sobie sprawy, że bawią się zapałkami w stodole pełnej siana. Gdy zaczynają zabawę, nie przychodzi im do głowy, że mogą z niej wyniknąć tragiczne konsekwencje. Bywa, że gdy doznają urazu, często jest już za późno, bo "stodoła" spłonęła, a oni "poparzeni" bardzo długo, nawet do końca życia, goją swoje rany. Przydarza się to ludziom w każdym wieku, bez względu na płeć czy wykształcenie. Wiem, że bawią się w to również dzieci, zainspirowane opowiadaniami czy jakimś filmem. Bywa, że wywoływania duchów naucza jakiś program w telewizji, z czym zresztą osobiście się zetknęłam. Byłam przerażona gdy go oglądałam, gdyż wiem, jaką szkodę przyniesie on oglądającym, którzy zapragną spróbować wywoływania samemu. Organizatorzy takich programów skupiają się tylko na jednej stronie medalu. Starają się wzbudzić w widzach jak największą sensację. Może nie biorą pod uwagę konsekwencji swego przekazu, czyli nieszczęścia jakiego doświadczą naśladowcy.

Nie nawołuję do tego, żeby nie poruszać drażliwych tematów. Trzeba to jednak robić w mądry sposób. Nie ma się co dziwić, że wybuchają bomby, skoro otwarcie podaje się przepis na ich zrobienie. To wcale nie jest przenośnia. Znam z praktyki wiele przypadków, kiedy wszyscy uczestnicy seansu spirytystycznego po wywołaniu duchów pomdleli, tak byli zelektryzowani, jakby rażeni piorunem. Gdyby tylko na tym się skończyło, byliby bardzo wdzięczni, bo najedliby się tylko strachu. Najczęściej tak się jednak nie dzieje. 

W pewnej jednostce wojskowej po wywołaniu duchów pół brygady wylądowało w szpitalu wojskowym. Potem część żołnierzy przewieziono do szpitala psychiatrycznego, gdzie wielu leczy się do dziś, a minęło już pięć długich lat. Gdzie indziej natomiast, na lekcji religii ksiądz zapytany o duchy tak bardzo zapalił się do tematu, że nauczył dzieciaki, jak je wywoływać. Konsekwencje tej "zabawy" były podobne jak u żołnierzy. Jej skutki trwają do dziś, mimo, że wszyscy są już dawno dorośli.(...) 

Kto przywołuje duchy dla zabawy, nie dba o ich spokój, nie ma więc mowy o szacunku. Jeżeli ktoś bawi się kosztem duchów, to i one potrafią skrzywdzić dla zabawy. I nie chodzi tu bynajmniej o drobną nauczkę, ale o poważne konsekwencje, które mogą się ciągnąć do końca życia. Nie piszę tego, żeby kogoś przestraszyć, ale po to, żeby pokazać skutki wynikające z nieświadomości głębszych aspektów takiej "zabawy". Sądząc po ilości zgłaszających się do mnie osób mówimy o całkiem sporej liczbie ofiar, które podczas wywoływania duchów nie były świadome tego, co czynią. Konsekwencje takich prób są często opłakane w skutkach, bez względu na to, ile uczestnicy takiej zabawy mają lat.(...) 

Czasami taka zabawa kończy się w szpitalu, nawet psychiatrycznym. Konsekwencje w dużym stopniu zależą od tego, jaki duch zawładnął człowiekiem. Gdy opętał go np. duch narkomana, nagle zacznie interesować się narkotykami. Pomimo naszych usilnych starań, w żaden sposób nie będzie można uwolnić go od nałogu. Nie będę teraz analizowała wszystkich możliwości. Wystarczy, że powiem, iż człowiek może zacząć kraść, przeklinać, nawet gdy nigdy tego nie robiło, wszczynać bijatyki, pić alkohol, rzucać się na innych z nożem w ręku, chcąc ich zabić, nagle zachorować, wszystkiego się lękać, jąkać, mieć alergię itp.(...) 

Duchy mogą nie opętać natychmiast tylko pozostać w domu w którym przeprowadzano seans spirytystyczny. Wtedy ktoś z domowników może nic nie podejrzewając zostać nawiedzony. To trochę tak jak z dymem z papierosa, który wdychamy sami nie paląc. Może być tak, że osoba wywołująca duchy może zrobić to tylko raz i zostać opętana, a może też robić to wielokrotnie i nie zostać nawiedzona. Dopiero któregoś razu z kolei może zauważyć, że z nią lub kimś z jej otoczenia dzieje się coś niedobrego. Niektórzy zaczynają wtedy szukać pomocy, inni łudzą się nadzieją, że samo przejdzie. Ale najczęściej nie przechodzi. Na samym początku nawiedzenie może być prawie niezauważalne, szczególnie gdy duch ma miłe usposobienie, ale gdy kanał jest otwarty, to mogą zacząć wnikać następne duchy, aż w końcu będzie ich tyle, że człowiek nie będzie mógł sobie poradzić. To trochę tak, jak z osą na łące. Gdy lata tylko jedna, prawdopodobieństwo jest niewielkie, że nas ukąsi. Gdy jednak wywabimy ją z ula, nie będziemy się mogli od niej opędzić, a na dodatek może zlecieć się cały ul rozwścieczonych os, a wtedy poradzenie sobie z nimi będzie już bardzo trudne. Nie bardzo będziemy mieli gdzie się schować, a one będą atakować wszystkie na raz.(...) 

Powracając do duchów. Trzeba poddać w wątpliwość przekonanie, że gdy człowiek umrze, to nagle ma dostęp do wszelkich możliwości, do których żywi dostępu nie mają. To nieprawda, że duchy wszystko wiedzą "bo tam z góry więcej widać". Jeżeli tak sądzicie, to jesteście w błędzie. Człowiek po śmierci wcale się nie zmienia. Zostaje taki sam ze swoimi wadami i zaletami, ze swoimi lękami i emocjami, ze swoją ograniczona wiedzą i niewiedzą. Do tego wszystkiego nie bierzemy pod uwagę złośliwości duchów, lub podpowiedzi dla samego kawału. Duchy uwielbiają się bowiem bawić ludzką naiwnością.(...) 

Od stuleci ludzie próbowali i nadal próbują kontaktować się z duchami. Robią to z najróżniejszych przyczyn. Jedni koniecznie chcieliby się dowiedzieć, czy ich najbliższym, którzy umarli, jest po tamtej stronie dobrze, czy przestali już cierpieć, czy czegoś potrzebują. W wielu przypadkach jest to troska o ukochaną duszę, która odeszła. Gdy wiemy, że nie cierpi i nic jej nie potrzeba, jest nam lżej na sercu. Wiedza ta pozwala uciszyć podświadomy lęk przed tym, co się stanie z nami, gdy umrzemy. Skoro duch nie cierpi, to mamy nadzieję, że i my gdy umrzemy nie będziemy cierpieć. Informacje o duchach w jakimś stopniu zaspokajają ciekawość, a jednocześnie pomagają w pokonaniu lęku przed śmiercią. (...) 

Zgłaszają się do mnie nawet rodzice z kilkuletnimi dziećmi. Gdy odkryję przyczynę kłopotów i pytam dziecko o wywoływanie duchów, reakcja rodziców jest zazwyczaj taka sama. Najczęściej posądzają mnie oni o postradanie zmysłów. "Moje dziecko? Pani chyba nie wie, co mówi, skąd by mu przyszło do głowy coś podobnego, nikt w rodzinie tego nie robi!" - odpowiadają z oburzeniem. Okazuje się jednak, że przyszło do głowy, i to nie raz. "Maleństwo" np. podczas przerwy wywoływało z kolegami duchy w szkolnej ubikacji. W celach "naukowych" wywoływali np. Hitlera po lekcji historii, albo jakiegoś sławnego chemika, żeby im pomógł na klasówce. Robią to też w domu, gdy się nudzą. Po takiej zabawie często zaczynają się kłopoty z nauką, zdrowiem, skupieniem uwagi, z zachowaniem. Są agresywni, lub wręcz przeciwnie. Dziecko dotąd żywiołowe jak iskierka nagle staje się apatyczne, nic go nie interesuje. Rodzice i nauczyciele nie mogą się nadziwić, skąd w dziecku taka nagła zmiana. Oczywiście nie mają szansy się domyślić, że ma to coś wspólnego z duchami. (...) 

Nierzadko w mediach pokazuje się jak wywoływać duchy krok po kroku. Nie sądzi się, że może to być niebezpieczne. Ofiar takich programów miałam zresztą wiele. Czy osoby odpowiedzialne za emisję sądzą, że nie musi ich obchodzić, jakie skutki przekazywanych treści poniosą widzowie? Wielu ma takie podejście do momentu, gdy z konsekwencjami muszą walczyć ich dzieci lub bliscy.(...) 

Obejrzyj materiał telewizji Puls z udziałem Wandy Prątnickiej ostrzegający przed seansami spirytystycznymi


Przeczytaj artykuł w prasie z udziałem Wandy Prątnickiej ostrzegający przed seansami spirytystycznymi

 

Przeczytaj inny artykuł w prasie z udziałem Wandy Prątnickiej ostrzegający przed seansami spirytystycznymi

 

Przeczytaj fragment z książki Wandy Prątnickiej o seansach spirytystycznych