Zgłaszają się do mnie rodzice z prośbą, żebym im pomogła, poradziła. Boją się własnych dzieci. Czasami dziecko tylko bije, ale zdarza się też, że pełne nienawiści rzuca się na dorosłych. W wielu domach rozgrywają się takie tragedie, skrzętnie ukrywane przez rodziców z powodu fałszywego wstydu. Gdy dzieckiem jest nastolatek czy dorosły, winę za takie zachowanie zwalamy najczęściej na wpływ nieodpowiedniego towarzystwa w szkole i na ulicy, na alkohol, narkotyki. Często dziecko wykazywało takie agresywne skłonności już od samego urodzenia, ale wtedy nie zwracaliśmy na to uwagi. Mieliśmy nadzieję, że z tego wyrośnie. Niestety tendencje do przemocy wzmogły się. Spotykam się ze skrajnymi przypadkami, gdzie dziecko w wieku trzech, czterech lat chwyta za nóż.
Rodzice są przerażeni, lękają się o to, co z dziecka wyrośnie, obawiają się też o własne życie. Nie mamy tu do czynienia z jednorazowym kaprysem, z dzieckiem obrażonym na mamusię, za to, że czegoś mu nie dała. W takim domu chowane są noże, nożyczki i inne niebezpieczne przedmioty. Najczęściej nie mówi się o takich sprawach wcale. Jeżeli ktoś o tym wspomina, to cicho ze wstydem w głosie sądząc, że coś z nim musi być nie tak, skoro ma takie niedobre dziecko. Jeżeli rodzice nie poszukają definitywnego rozwiązania takiego problemu, biada im na starość. Wszystkie przypadki, które do mnie trafiały nie były spowodowane zależnościami genetycznymi, a opętaniem przez duchy. Bywa tak, że dziecko od małego jest dobre, uczynne, a dopiero gdy dorośnie, zaczyna być w stosunku do rodziców agresywne. Nie są to wcale rzadkie przypadki.
Pewnego razu zadzwoniła do mnie dyrektorka jednej ze szkół podstawowych w dużym wojewódzkim mieście z taką prośbą: "Pani Wando, słyszałam o pani umiejętnościach i chciałabym prosić o pomoc w bardzo delikatnej sprawie, ale bardzo proszę, żeby zostało to między nami". Zgodziłam się i pani dyrektor opisała mi problem, z którym szkoła zupełnie nie dawała sobie rady. "W naszej szkole uczniem jest bardzo biedny chłopiec, pochodzący z rozbitej rodziny alkoholików. Jest chyba z piekła rodem, bo bije dzieci, znęca się nad nimi w bardzo okrutny sposób, wyłudza haracze, to co wyczynia to po prostu horror. Myślę, że zachowuje się w ten sposób dlatego, bo mści się za to, że inni mają normalny dom i rodziców, a on nie. Wiem o pani podejściu do tego rodzaju spraw, więc może zechce pani nad nim popracować. Nasi psychologowie szkolni już dawno położyli na nim krzyżyk. Gdyby się pani nie udało, mamy już w ręku jego skierowanie do poprawczaka. Wiem jednak, że więzienie jeszcze nikogo nie nawróciło, dlatego do pani dzwonię. Nikt w szkole nie może się o tym dowiedzieć, bo straciłabym reputację, a może i pracę, gdyby wszyscy dowiedzieli się, że wierzę w rzeczy, którymi się pani zajmuje".
Chciałabym w tym miejscu zapewnić panią dyrektor, że pisząc o tej sprawie nie naruszam prywatności jej, ani dziecka. Mam takich spraw wiele, są one do siebie dość podobne, zmienia się tylko nazwa szkoły i miejscowość. Mimo, że niewiele o chłopcu wiedziałam udało mi się dotrzeć do duchów, które go opętały. Myślały, że w ten sposób pomagają chłopcu. Nie chciały, żeby pozwolił się krzywdzić. Gdy wytłumaczyłam im, że zamiast pomagać szkodzą, chętnie odeszły. Chłopiec z dnia na dzień stał się innym człowiekiem, grzecznym, uczynnym, a jego wiedza przewyższała wiadomości uczniów ze starszych klas. Pani dyrektor, dziękując mi za pomoc, nie mogła nacieszyć się z wyników jego nauki i wyliczała mi jego zalety, które wraz z oczyszczeniem zostały odkryte.