Jestem egzorcystką, psychologiem i parapsychologiem, ale przede wszystkim badaczem, naukowcem, chociaż w dziedzinie, którą się zajmuję, nie ma wyższych uczelni. Dla wielu, którzy posługują się tylko rozumem i nie mają rozwiniętego postrzegania pozazmysłowego jestem kimś mało wiarygodnym, może nawet, niebezpiecznym. Zaglądam bowiem w miejsca, które dla większości ludzi są całkowicie niedostępne, o których istnieniu nie mają pojęcia. Jak można jednakże żyć bez tej wiedzy, skoro jest ona dla człowieka równie ważna, jak powietrze, którym oddycha? Nie mówię tutaj o prostym, szarym człowieku, dla którego temat ten jest czymś zupełnie niezrozumiałym. Mówię o tych, którzy uważają siebie za ludzi wykształconych, inteligentnych, a nawet religijnych, czy uduchowionych.
To właśnie tych ludzi ich własny logiczny rozum zwodzi na manowce, nie pozwala zrozumieć czegoś, co jest poza zasięgiem ich postrzegania, a przez to pojmowania. Nie możemy bez odpowiedniego przyrządu, (lunety, czy mikroskopu) zobaczyć czegoś bardzo odległego lub małego. Podobnie niektórzy z nas nie mogą dojrzeć czegoś, co tak naprawdę znajduje się w naszym bezpośrednim zasięgu, lecz pozostaje nieuchwytne dla naszych fizycznych zmysłów. To, co ułatwiłoby nam obserwację, ów "odpowiedni przyrząd" znajduje się u wielu osób w zupełnym zaniku. Przez to, nasze postrzeganie rzeczywistości, takiej jaka ona jest naprawdę, staje się niemożliwe.
Większości ludzi dane jest doświadczanie wyłącznie tego, co materialne - tego, co można dotknąć, zobaczyć, powąchać, zmierzyć, zważyć. Dlatego nie są w stanie uwierzyć w pewne rzeczy, gdyż nie mogą sami zobaczyć np. duchów, czy ciał subtelnych człowieka, nazywanych potocznie aurą (choć istnieją specjalnie do tego celu skonstruowane aparaty fotograficzne potwierdzające jej istnienie). Powiadają zatem, że takie rzeczy to kompletna bzdura. Jednak to, co dla jednych niemożliwe, dla innych jest rzeczą całkowicie naturalną.
Duża grupa ludzi posiada dar postrzegania poza fizycznego, ale niewielu z nich ma jakąkolwiek wiedzę na ten temat. Potrafią dojrzeć to, co dla innych niewidoczne i wszystko jest w porządku do czasu, gdy nie podzielą się swoimi spostrzeżeniami z najbliższymi. Wtedy zaczyna się problem, gdyż rozum tych ostatnich, nie tyle, że nie chce, co nie potrafi przyjąć tej wiedzy, takiej perspektywy. Po prostu nie są do tego przystosowani, nie pozwala im mu na to ich struktura atomowa komórek mózgowych. Dopiero, gdy większość ludzi wokół, jakąś wiedzę zaakceptuje, wtedy logiczne umysły takich ludzi także przyjmują ją jako swoją rzeczywistość.
Nieraz bywało w przeszłości, że odkrywano coś, czego ludzie nie mogli zrozumieć, gdyż ich rozum tego nie pojmował. Co robili broniąc się przed tym? Stawiali temu opór i gnębili odkrywców, bojąc się, że dana wiedza zachwieje ich światem, pozycją, majątkiem.
Ilu takich światłych ludzi zamknięto w zakładach psychiatrycznych, a ilu z nich, w imię Boga, wyklęto, spalono, czy w inny sposób gnębiono? Czy myślisz, drogi czytelniku, że obecnie coś się w tej kwestii zmieniło? Nic, zupełnie nic. Zmieniły się tylko metody represji, a wszystko inne pozostało takie samo. Lista osób, którzy starali się dać światu coś nowego, a których świat potraktował w okrutny sposób jest bardzo długa i z pewnością nie zmieściłaby się w tej książce.
Weźmy za przykład pioniera zajmującego się teorią fal radiowych, która przyczyniła się do powstania radia i całej serii innych wynalazków - Guglielmo Marconiego, z którego wiedzy obecnie wszyscy korzystamy. Kiedy opowiadał o swoim wynalazku, współcześni mu ludzie, nie mogli tego zupełnie pojąć. Nie mogli przecież zobaczyć i dotknąć fal radiowych, uznali go zatem za wariata i zamknęli, na jakiś czas, do zakładu psychiatrycznego. Obecnie nikogo nie dziwi istnienie fal elektromagnetycznych, na tej samej zasadzie działa przecież telewizja, telefonia komórkowa i wiele innych.
Przykład Galileusza jest innej natury i nie podaję go dlatego, że kiedyś, kościół ogłosił Galileusza heretykiem i przeklął go za jego teorie oraz rozgłaszanie teorii Kopernika (nawiasem mówiąc dzieło Kopernika zostało również w roku 1616 wprowadzone na indeks ksiąg zakazanych). W tamtych czasach, nikt nie był w stanie przyjąć jego odkrycia. Podaję go jako przykład dlatego, że nawet obecnie, w dobie lotów na księżyc, kościołowi potrzeba było aż dwanaście lat debatowania, aby w końcu po trzystu sześćdziesięciu latach, zrehabilitować tego wspaniałego naukowca i zdjąć ciążącą na nim klątwę. Na tym przykładzie sam widzisz, drogi czytelniku, ile czasu może pochłonąć otwieranie ludzkich umysłów.
Mnie również potępiono publicznie i nazwano oszustką przed czteromilionową publicznością. Taka (zresztą rekordowa), była bowiem swojego czasu oglądalność programu telewizyjnego, w którym starano się mnie napiętnować. Kto to zrobił? Redaktor od siedmiu boleści, po trupach i za wszelką cenę poszukujący sensacji oraz psychiatra, który nie chce przyjąć przekazywanej przeze mnie wiedzy. Gdyby to bowiem uczynił i co istotniejsze, zastosował, to opustoszałyby jego oddziały z pacjentami, a on sam nie mógłby zbijać ciężkich pieniędzy na przepisywaniu leków psychotropowych w prywatnej praktyce. Sądzili, że mi w ten sposób zrobią krzywdę... Okazało się jednak, że na ponad cztery miliony osób bezpośrednio oglądających ten haniebny program i następne setki tysięcy, o ile nie miliony osób, które się o nim dowiedziały, nie znalazła się nawet garstka osób, które oświadczyłyby, że zostały oszukane przeze mnie, w efekcie mojej pomocy jako egzorcystki.
Nie mam pretensji, ponieważ wiem, że twórcy programu kierowali się wyłącznie umysłem logicznym, który jaki wiemy stanowi jedynie małą część całości. Jeżeli reszta umysłu pozostaje zamknięta, to taki człowiek nie potrafi się niczego nowego nauczyć. Zamknięty umysł odrzuca wszystko to, co inne, co koliduje z dotychczasowymi wierzeniami, które przecież mogą być (i zazwyczaj są) zupełnie błędne. Siłą, która zamyka ludzkie umysły jest strach. Tylko Ci, którzy potrafią wyjść poza rozumowanie logiczne są w stanie przyjmować i przetwarzać nową wiedzę.
To wyjaśnia, drogi czytelniku, dlaczego tak wielu ludzi nie chce wiedzieć o sprawach, od których zależy ich los i egzystencja - na tym i na tamtym świecie. Czyż nie zachowują się jak struś chowający głowę w piasek? Albo wędrowiec, który wybrał się w niebezpieczny, nieznany teren bez kompasu i mapy? Pomimo, że nie daje sobie rady z poruszaniem się po obcym terenie, to jednak nie chce się nic na jego temat dowiedzieć, ponieważ boi się tej wiedzy, tego co mógłby tam zobaczyć?
A właśnie tak zachowuje się większość otaczających nas ludzi, w tym również niektórzy księża, których my nazywamy naszymi pasterzami. Zważywszy na to, co się z nimi dzieje po śmierci wcale nie są w lepszej sytuacji od innych ludzi. Jedni brną w niewiedzę, gdyż brak im podstawowych informacji, inni ze strachu, jeszcze inni z zadufania w swoją wielkość i własną "wiedzę". Ci ostatni mają najgorzej. Wydaje im się, że posiadają wszelkie informacje, a w rzeczywistości są ślepi i głusi na wszystko, co mogłoby być im pomocne przy rozwoju duszy. Najpierw musieliby się jednak przed samym sobą do tego przyznać i zaakceptować, że tak naprawdę nic nie wiedzą. Dobrze ilustruje to powiedzenie - "Mędrzec ciągle się uczy, głupiec już wie wszystko". Duszy nie można zobaczyć pięcioma zmysłami danymi człowiekowi. Nie można jej też dotknąć ani zoperować. Dlatego też wielu materialistów myśli, że w ogóle jej nie ma, że to tylko jakieś pradawne wierzenia. Tacy ludzie puszczają stery i dryfują po wodach życia, od przypadku do przypadku. O ile w fizycznym ciele może im się wieść całkiem nieźle, ostatecznie chronią ich tytuły naukowe, to po swojej śmierci truchleją z przerażenia, nie wiedząc co dalej ze sobą począć.
Ludzkości wydaje się, że bardzo się rozwija. W wielu dziedzinach widać postęp, ale to postęp techniczny, materialny. W sprawach dotyczących samego człowieka, jego wnętrza nie zmieniło się nic albo niewiele. Większość ludzi w życiu prywatnym, we własnych domach, związkach czy pracy pragnie stabilizacji, stałości. Najchętniej zatrzymaliby wszystko wokół siebie, aby tylko nic się nie zmieniało. Jednak świat i życie to ciągły ruch naprzód, ciągła zmiana, która wymusza na nas, aby ciągle się rozwijać. Rozwój duchowy to nieustanna praca nad sobą i potrzeba ciągłej zmiany, a zmiana powoduje następną zmianę i tak bez końca. To właśnie znaczy iść z duchem czasu.
Jednakże wielu ludzi tak bardzo boi się zmian, że wycofuje się z życia i... w niedługim czasie umiera w przeświadczeniu, że "tam" nareszcie uzyskają szczęście, spokój i ukojenie, czyli wszystko to, czego brakowało im tutaj na ziemi. Niestety to "tam" nie jest w rzeczywistości żadnym nowym, niezwykłym miejscem, z niezwykłym życiem uwalniającym nas od odpowiedzialności za siebie, ale w całej pełni przedłużeniem naszego obecnego życia. I jeżeli tu na ziemi było ono szczęśliwe, takie samo będzie i "tam", po drugiej stronie "kurtyny śmierci". I na odwrót - nieszczęśliwe życie będzie jedynie kontynuacją nieszczęścia. Wiedzą o tym czytelnicy mojej poprzedniej książki Opętani przez duchy. Nie mamy zatem innego wyjścia jak tylko postarać się o swoje szczęście już teraz, gdy posiadamy jeszcze fizyczne ciało. Inaczej spotka nas przykra niespodzianka, ale o tym w dalszej części książki. W tym wiecznym kołowrocie nie można się zatrzymać, nieustannie trzeba piąć się w górę albo nie robić nic i spaść na samo dno. Wszystko, zarówno tutaj, jak i tam jest w ciągłym ruchu. Tych, którzy nie mogą, czy raczej nie chcą tego zrozumieć, ciągle na nowo spotyka przykra, a nawet tragiczna rzeczywistość w postaci ciągłego poszturchiwania, popychania do przodu przez jakże "okrutny" los.
Od zawsze byłam czuła na niedolę innych ludzi i bardzo często w mojej głowie pojawiały się pytania: czy tak już musi być, czy to co się wokoło dzieje jest nieuchronne, czy zesłał nam to zły los, czy może można coś z tym zrobić? A jeżeli można, to co i jak? Nieraz zagłębiałam się w przyczynę ludzkiego nieszczęścia i tak długo dociekałam, aż znajdowałam powód i jego rozwiązanie.
W taki sposób natrafiłam na duchy, jako przyczynę czyjejś niedoli, chociaż o tym najczęściej wiedzą nawet małe dzieci. Zobaczyłam, co ważniejsze, cały świat przyczyny i skutku, nie tylko na tym, ale i na tamtym świecie. Przede wszystkim odkryłam, że nigdy nie umieramy i nigdy się nie rodzimy. To, co potocznie nazywamy śmiercią jest tylko zrzuceniem ciała w taki sam sposób, w jaki wyrzucamy stare, zużyte, do niczego już nam nie potrzebne ubranie. Zauważyłam, że bardzo wiele dusz (duchów), które już od dawna nie żyją, zupełnie nie są świadome swojej śmierci i w "zaświatach" (tak to potocznie nazywamy) funkcjonują dokładnie w taki sam sposób, jak za swojego fizycznego życia. Odkryłam również, dlaczego duchy pozostają wśród żywych i co jest przyczyną ich oddziaływania na nasze życie. W swych badaniach posunęłam się jeszcze dalej i odkryłam nieustającą, nawet na sekundę, ciągłość życia na tym i na tamtym świecie. To nie są moje domysły, czy fantazje. Fakty te poparte są wiedzą zebraną na podstawie tysięcy przypadków osób zgłaszających się do mnie po pomoc.